Prezes WOPR w Sopocie: Polacy nie potrafią plażować bez alkoholu i myślą, że umieją pływać

– Pogoda jest piękna i ludzie wchodzą do wody. Co ciekawe, robią to chętniej, kiedy ratownicy kończą dyżur. Tak dużą ilość utonięć i akcji na Bałtyku podczas tegorocznych wakacji tłumaczył w Radiu Gdańsk szef sopockiego WOPR Marcin Burda. Według ratownika, na ilość utonięć ma wpływ nie tylko większa liczba turystów. – Tego nie zauważamy. Chodzi o jednostki pływające na akwenie, takie jak łodzie, skutery. Są też mariny, powiedział Marcin Burda. Ratownik poinformował, że zwiększyła się liczba zdarzeń, które dzieją się dalej od brzegu i wokół wody. – Zdarzają się zasłabnięcia i wypadki na ścieżkach rowerowych, blisko plaży. Jest ich o wiele więcej niż w ubiegłych latach, a ratowników cały czas jest tyle samo. Może nawet mniej.

Gość porannego programu Radia Gdańsk powiedział, że najniebezpieczniej na plaży jest wtedy, kiedy zmienia się wiatr i kończy się dyżur ratowników. – Najgorsza dla nas sytuacja to ta, w której zaczyna wiać wschodni wiatr. Wtedy, na wielu plażach zaczyna się robić prąd zwrotny, cofający do morza. Pogoda jest piękna i ludzie chętniej idą do wody. Co ciekawe, wchodzą do wody chętniej kiedy kończy się dyżur ratowników, powiedział prezes sopockiego WOPR.

Burda zaznaczył, że poważnym problemem Polaków nad Bałtykiem jest alkohol. – Polacy nie potrafią plażować bez alkoholu i myślą, że umieją pływać. My nie jesteśmy policją i nie gonimy ludzi pijących na plaży, ale wyganiamy ich z wody i pilnujemy, żeby nie wchodzili, dodał Marcin Burda. Ratownik dodał, że 70-80 proc. ludzi, którzy toną w Polsce, toną na akwenach, których w żaden sposób nie da się zabezpieczyć. To są sadzawki, małe jeziorka, stare wyrobiska i rzeki, które w ogóle nie są strzeżone.

oo/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj