Jarosław Bieniuk, były kapitan i piłkarz Lechii Gdańsk opowiada szczerze o swojej pracy, piłce nożnej, marzeniach i życiu bez ukochanej Ani…
Włodzimierz Machnikowski: Jutro losowanie grup Euro 2016. Jaka byłaby grupa marzeń Jarosława Bieniuka?
Jarosław Bieniuk: Z pierwszego koszyka Portugalia, z drugiego Rosja, Polska i Walia bądź Islandia. To są przeciwnicy w naszym zasięgu.
Pamiętasz spotkanie z Portugalią, kiedy Ebi Smolarek świetnie przećwiczył nasz zespół?
– Wszyscy pamiętają tamto spotkanie. Był to świetny mecz w wykonaniu polskiej reprezentacji. Nie byliśmy jeszcze na takim poziomie jak teraz. Portugalia była wtedy absolutnie na topie. Był to piękny mecz i zdecydowane zwycięstwo polskiej reprezentacji. W tej chwili myślę, że te dysproporcje są już mniejsze. Jesteśmy w innym miejscu, jesteśmy dużo silniejszą reprezentacją. Portugalia nie jest już tak mocna, chociaż oczywiście nadal jest silna. Dlatego myślę, że byłby to dobry przeciwnik z pierwszego koszyka.
Tym bardziej, że być może już niedługo Robert Lewandowski i Christiano Ronaldo będą kolegami z jednej drużyny. Jak jest twoje zdanie na ten temat?
– Wszyscy widzieliśmy te zdjęcia managera Roberta, Czarka Kucharskiego w loży honorowej Realu. Na razie są to spekulacje. Jest to absolutny top i wszyscy bylibyśmy dumni, gdyby Polak reprezentował barwy tak dobrego klubu, jakim jest Real Madryt.
A co gdyby zadzwonił Robert Lewandowski i powiedział: „Jarek, zostać czy iść?”?
– To jest bardzo trudne pytanie. Kiedyś, przed odejściem Roberta do Borussi Dortmund, dostał bardzo dobrą propozycję z Fenerbahce. Znaliśmy się z boisk i z reprezentacji. Zapytał się mnie, co sądzę o Turcji i o tym klubie. Od razu powiedziałem, że moja ocena jest bardzo subiektywna, bo bardzo lubię ten kraj, grałem tam dwa lata. Istambuł jest pięknym miastem, poczułem od razu ten klimat, więc ja pewnie zdecydowałbym się na tę propozycję. Robert wybrał Borussię i to był dobry ruch. Wychodzi na to, że chyba nie jestem dobrym doradcą. Robert już między wierszami mówił, jaki chce obrać kierunek i jeżeli pojawiłaby się konkretna oferta z Realu Madryt, na pewno by z niej skorzystał.
Wróćmy do tego co w sobotę wydarzy się we francuskim centrum kongresowym. Jak wyglądałaby „grupa śmierci”, w której na pewno nie chcielibyśmy grać?
– Myślę, ze nie chcielibyśmy grać z Francją, Włochami i Turcją. Francja jest gospodarzem turnieju i byłoby niespodzianką gdyby nie awansowali. Włochy to drużyna turniejowa, zawsze dobrze sobie radzą, Turcja też jest dobra drużyną, dobrze grają na dużych imprezach. Dwukrotnie zdobyli mistrzostwo. Znam świetnie tych zawodników, oni mają mentalność zwycięzcy.
Przenieśmy się teraz na nasze podwórko. Przed nami mecz przyjaźni z Wisłą Kraków. Lechia ma za sobą pięć porażek z rzędu. Jak oceniasz nastroje w zespole?
– Widać tę pozytywną energię. W tej chwili wszyscy są bardzo zmotywowani żeby wygrywać i żeby odbić się od tego piłkarskiego dna. Wiemy, że pokonując Wisłę, jesteśmy w stanie wskoczyć na ósme miejsce i wszyscy mają to z tyłu głowy. To się nazywa mecz przyjaźni, ale myślę, że wszyscy z pierwszym gwizdkiem zapomną o tym i będą walczyć o zwycięstwo.
Strzelały szampany, gdy Thomas von Heesen powiedział, że odchodzi?
– Rozstanie z trenerem jest zawsze trudnym momentem. Nikt nie jest do końca zadowolony, ale taka decyzja została podjęta. Piłkarze przyjęli to ze spokojem, wszyscy są profesjonalistami, łącznie z trenerem. Nie było mowy o jakiejś euforii czy o żalu albo smutku. Trzeba przejść nad tym do porządku dziennego, założyć buty, wyjść na boisko i ciężko pracować na kolejne punkty. Jak widać przyniosło to jakiś efekt, bo mecz ze Śląskiem jest wygrany.
Piłkarze podkreślają, że Dawid Banaczek, twój kolega i twój rówieśnik, dał zespołowi pozytywną energię.
– Z Dawidem Banaczkiem znamy się bardzo długo. jeszcze spoza piłki. Poznałem go w Lechii Gdańsk. Świętowaliśmy sukces już w pierwszym roku – mistrzostwo polski juniorów. Później w grupach seniorskich w drugiej lidze. Dawid wyjechał za granicę, ja do Wronek. Po wielu latach, po moim powrocie do Gdańska, Dawid chciał zacząć pracę jako trener. Zadzownił do mnie i powiedział, że bardzo chętnie zacząłby pracę z młodzieżą w Lechii Gdańsk.
Czyli to ty stoisz za tym transferem?
– Nie tylko ja, chociaż rzeczywiście byłem w to mocno zaangażowany. Pytałem Dawida, z jakim rocznikiem chciałby pracować, a on odpowiedział, że z jak najwyższym. No i tak się stało, że mój kolega trenuje pierwszą drużynę. Bardzo chwalę pracę trenera Banaczka.
Ma dopiero 36 lat. Wygrał już pierwszy mecz. Ma szansę zostać?
– Jeszcze przed nim długa droga. Musi skończyć odpowiednie kursy i szkolenia, ale na pewno ma predyspozycje do tego, by pracować w seniorskiej piłce.
Masz dwóch synów i córeczkę. Kiedy usłyszymy nazwisko Bieniuk podczas meczy Ekstraklasy?
– Mój 10-letni syn trenuje. Na razie w AS Pomorze, z którą my ściśle współpracujemy. Kocha piłkę i bardzo chętnie chodzi na treningi. Młodszy syn, który w marcu skończy pięć lat, też wykazuje duże predyspozycje do tego, by zostać sportowcem. Zobaczymy. Oczywiście nie ma żadnego ciśnienia ze strony taty, nie wywieram na nich presji.
Jesteś znakomitym ojcem. Na pytanie czy nie za wcześnie się umówiliśmy, odpowiedziałeś, że przecież przed godziną ósmą ruszasz, by rozwieźć dzieci do szkoły. Przed nami święta, bardzo rodzinny czas. Zostawiacie jedno wolne miejsce dla Ani?
– Zawsze jest dla niej wolne miejsce podczas każdej imprezy rodzinnej. Trzymamy zdjęcie Ani obok nas. Wszyscy o niej pamiętamy. To dla nas szczególny i trudny okres. Ania zawsze jest z nami, czujemy jej obecność, nie tylko przy świętach Bożego Narodzenia.
Wasza córeczka jest podobna do Ani? Odziedziczyła urodę i talent?
– Szczerze mówiąc, córka podobna jest do mnie. Na pewno dużo ładniejsza byłaby, gdyby miała urodę Ani. Szymon, 10-latek jest za to wierną kopią mamy.
Święta w domu czy na nartach?
– Zostajemy na miejscu, spędzimy ten czas w rodzinnym gronie.
Wymarzony prezent?
– Awans Lechii Gdańsk do ósemki, czyli do ścisłej czołówki. Życzę sobie i piłkarzom spokojnej zimy i dobrego przygotowywania się do kolejnej rundy.