– Wysokość pensji (prezydentów miast red.) nie pozwala na więcej niż jedno mieszkanie, a dorabianie w spółkach jest łamaniem etyki politycznej – mówił w Rozmowie kontrolowanej Kacper Płażyński, kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Gdańska. – Ani ja, ani żaden z moich zastępców, nie będziemy zasiadać w żadnych radach nadzorczych, spółek miejskich czy też niemiejskich – deklarował gość Radia Gdańsk. Zadaniem Kacpra Płażyńskiego czerpanie korzyści z zasiadania w radach nadzorczych spółek komunalnych to „szczególna patologia”. – Najbardziej jaskrawym przykładem tego jest sprzedaż GPEC niemieckiej spółce komunalnej. Przy sprzedaży prezydent Adamowicz zagwarantował sobie miejsce w radzie nadzorczej tej spółki. Z czego co roku otrzymuje gaże rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych – mówił kandydat na prezydenta Gdańska w rozmowie z Beatą Gwoździewicz.
– Mam jedno mieszkanie. Nie zmieniłoby się to po wygraniu wyborów. Wiem, jakiej wysokości są pensje prezydentów miast. Jeżeli jest się politykiem uczciwym i nie zapomina się o tym, jakie ma się dochody, nie wyczaruje się nagle jakiegoś magicznego mnożnika tych środków. Rachunek matematyczny nie pozwala, żeby tych mieszkań było więcej – komentował.
Beata Gwoździewicz pytała Kacpra Płażyńskiego o najbardziej potrzebne jego zdaniem zmiany dla miasta. – Gdańskowi brakuje kwestii elementarnych, takich jak lepszy dialog z mieszkańcami, z organizacjami pozarządowymi i radami dzielnic. Brakuje transparentności w życiu publicznym, brakuje elementarnej uczciwości, brakuje traktowania pieniędzy jak własności nas wszystkich, jak własności podatników, która powinna być wydatkowana rozsądnie z poszanowaniem tego, że są to ciężko zarobione pieniądze przez gdańszczan. Przykładów szastania pieniędzmi jest wiele. Najlepszym jest portal gdansk.pl, gdzie za 4 mln rocznie obecny prezydent zajmuje się swoją propagandą – mówił polityk.
mm/mmt