Jerzy Milewski, były gdański radny, Lecha i Marię Kaczyńskich poznał w 1976 roku i przyjaźnił się z nimi przez 34 lata. W rozmowie z Beatą Gwoździewicz ciepło wspominał parę prezydencką, która dziewięć lat temu zginęła w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem. – Zdarzają się takie małżeństwa, gdzie każde z małżonków jest inne, a pasują do siebie jak klocki lego. To był taki przypadek – opowiadał. – Znałem ich niemal tak długo, jak oni sami się znali. Kiedy ich poznałem, w 1976 roku, jeszcze nie byli małżeństwem. Chodziłem do Marylki na lekcje angielskiego. Podczas jednej z nich do jej pokoju wszedł Leszek, który potrzebował książki ze sterty leżącej na fortepianie. Później wielokrotnie mieliśmy okazję rozmawiać przed lekcjami lub po nich. Ten kontakt trwał do końca, nigdy nie mieliśmy przerw – wspominał Jerzy Milewski.
– Zdarzają się takie małżeństwa, gdzie każde z małżonków jest inne, a pasują do siebie jak klocki lego. To był taki przypadek. Byli różni, ale nierozłączni. Marylka była tą bardziej praktyczną – odpowiadała i za naprawy malucha, i za organizację życia domowego. To ona częściej dzwoniła do mnie w sprawach życiowych – dodawał.
– Lech Kaczyński był przyjacielem wielu osób. Był osobą niezmiernie ciepłą, życzliwą. Angażował się w pomoc każdemu, kto tej pomocy potrzebował. Jego pamięć była wyjątkowa. Potrafił posługiwać się terminami, liczbami i datami w sposób nadzwyczajny – mówił przyjaciel Lecha i Marii Kaczyńskich.
Fot. Agencja KFP/Wojtek Jakubowski