Amerykanista przekonuje: wydarzenia z Kapitolu to dowód na demokrację w Stanach Zjednoczonych

Zajścia w Stanach Zjednoczone są godne potępienia, ale paradoksalnie jest to dowód na to, jak Ameryka jest demokratyczna – mówił Gość Dnia Radia Gdańsk – dr Artur Wróblewski, amerykanista z Uczelni Łazarskiego. Jak podkreślał w rozmowie z Arturem Kiełbasińskim, służby ochrony Kapitolu pozwoliły na to, by zwolennicy kończącego urzędowanie prezydenta Donalda Trumpa wtargnęli do siedziby parlamentu.

– Wydaje się, że mamy do czynienia po prostu z lekcją demokracji w USA. Doszło do wydarzeń, które są godne ubolewania, jeśli chodzi o to, że zginęła jedna osoba wewnątrz Kapitolu, godne potępienia również z tego względu, że służby kapitolińskiej policji pozwoliły na to, by ludzie z ulicy wtargnęli do budynku. Jeśli jednak mówimy o porządku, to ten mamy w Rosji czy Chinach i wielu krajach, gdzie demonstrantów by szybko wystrzelano, czy wcześniej aresztowano – zauważył dr Artur Wróblewski.

– To nie jest pierwszy raz, gdy coś takiego się wydarza. Na Kapitolu były już incydenty paraterrorystyczne w 1952 r. W 1814 roku Anglicy splądrowali Kapitol. W 1829 roku 20 tys. ludzi wdarło się do Białego Domu, przyszło na imprezę do prezydenta Andrew Jacksona – przypominał amerykanista. – Naprawdę gorąco było w USA w 1861 roku, kiedy była taka polaryzacja jak teraz. Zresztą ona trwa w pewnym sensie, bo Ameryka to pewien projekt polityczny społeczno-gospodarczy. W 1861 to nie była wojna secesyjna o niewolnictwo, ale o kwestie gospodarcze – dodał.

– Za co demokraci chcą usuwać Trumpa? To jest jakaś mentalność PRL-owska. Żeby usunąć prezydenta, musi być podstawa prawna. Nie można za to, że on ma teorię, że w jakimś sensie go niszczono. Bo gdyby nie chiński wirus, Trump nie przegrałby wyborów – ocenił Gość Dnia Radia Gdańsk.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj