PiS i PSL utworzą wspólny rząd? Prof. Henryk Domański: „Byłoby to coś naturalnego”

Polskie Stronnictwo Ludowe jest oczywiście najłatwiejszym do pozyskania koalicjantem, najbardziej obiecującym z wielu powodów, na przykład ze względu na stosunek do rolnictwa i to, że Prawo i Sprawiedliwość w ciągu ostatnich lat przejęło w dużej części elektorat wsi – wskazywał w audycji „Gość Dnia Radia Gdańsk” profesor Henryk Domański, socjolog Polskiej Akademii Nauk. Rozmowę poprowadził Michał Pacześniak.

Prof. Domański podkreślał, że nie jest zaskoczony deklaracją prezydenta Andrzeja Dudy o zaproponowaniu utworzenia rządu Prawu i Sprawiedliwości. – Spodziewałem się tego tak, jak spodziewała się większość ludzi, którzy przyglądają się polityce, z tego względu, że chyba podstawowym ogniwem systemu politycznego, któremu pan prezydent będzie desygnował sprawowanie władzy, jest partia, która wygrała wybory, która zdobyła największy odsetek głosów. Gdyby tak nie było, byłoby to po prostu niesprawiedliwe, a poza tym nieracjonalne. Trzeba dać szansę tej formacji, która zyskała najwięcej głosów i zobaczyć, bo nigdy nie wiadomo. W końcu o wszystkim zadecyduje głosowanie w Sejmie, a tutaj nic nie wiadomo – powtórzył.

Socjolog Polskiej Akademii Nauk wskazywał też na znaczenie utrwalonego zwyczaju, chociaż przyznał, że sytuacja jest szczególna. – Drugą kwestią jest to, do czego pan prezydent i obóz rządzący w tej chwili się odwołują: do tej pory tak się robiło. Co prawda jest to ewenement w polskim systemie politycznym, że partia, która uzyskała największy odsetek głosów, miałaby nie rządzić, więc ten argument jest wątpliwy, oczywiście z punktu widzenia opozycji, niemniej według mnie rozstrzyga to pierwsze: to PiS wygrał wybory – zaznaczył.

„Gość Dnia Radia Gdańsk” zauważył, że przedstawiciele partii opozycyjnych cechują się wielkim „pędem do władzy”. – Zarówno pomniejsze partie, jak i Platforma, nie były u władzy przez wiele lat, a jeżeli wchodzi się do polityki, to trzeba coś z tego mieć. Jednak według mnie chyba ważniejszy jest drugi element, a mianowicie pewna obawa, że stworzenie tej koalicji może się nie udać, że rysują się tutaj rozbieżności, że im dłużej próbują się dogadać, tym mniej z tego wychodzi, chociaż sądzę, że mimo wszystko do tego dojdzie. Z drugiej strony obóz Zjednoczonej Prawicy podejmuje działania, żeby pozyskać potencjalnych koalicjantów, wydostając elementy, czyli ludzi, posłów z tej przyszłej koalicji, więc chyba rysuje się niepewność – twierdził.

Rozmówca Michała Pacześniaka przyznał, że nie spodziewa się istotnych przejść z jednego ugrupowania do innego. – Jeżeli misja trafi do premiera Morawieckiego, będziemy oczekiwać do głosowania w Sejmie, które najprawdopodobniej wygra opozycja; to mogłoby skłonić obecnych posłów Prawa i Sprawiedliwości do przechodzenia gdzieś, tylko gdzie mieliby przechodzić? Musieliby przejść do formacji, która w tej chwili jest nazywana opozycją, czyli do PO albo do Lewicy, a jaki miałby być sens tego typu przejść? W drugą stronę tym bardziej: wszelkie nadzieje są po stronie PO, Trzeciej Drogi, a w szczególności Lewicy; głównym zwolennikiem opozycji jest tutaj pan Czarzasty, który sugeruje, żeby coś z tego mieć. Jaki byłby więc sens przechodzenia do partii, która co prawda ma największe poparcie, ale jest w opozycji? Nie widzę tego. Z kolei Konfederacja jak zwykle stoi na uboczu; nikt nie będzie do niej przechodził, a najbardziej prawdopodobne są odejścia z tej partii, zwłaszcza że uzyskała ona trochę słaby wynik, chociaż nie tak słaby, jakiego można było oczekiwać – analizował.

Socjolog sugerował, że istnieją duże szanse na utworzenie wspólnego rządu przez Prawo i Sprawiedliwość oraz Polskie Stronnictwo Ludowe. – PSL jest oczywiście najłatwiejszym do pozyskania koalicjantem, najbardziej obiecującym z wielu powodów, na przykład ze względu na stosunek do rolnictwa i to, że PiS w ciągu ostatnich lat przejął w dużej części elektorat wsi, a właściwie rolników, bo są oni nadreprezentowani w elektoracie PiS-u, a PSL chciałby ten elektorat rolniczy odzyskać, więc byłoby to coś naturalnego, a poza tym PiS, który wtedy dominowałby, jednak zaoferowałby PSL-owi stanowiska, bo o nich tutaj mówimy, nie gorsze, niż jest w stanie zaoferować PO, a nawet lepsze, bo byłoby dwóch koalicjantów. Byłoby to trochę powtórzenie koalicji z 2007 roku, tylko drugą stroną dla PSL-u byłby PiS, a nie PO, więc jest to możliwe i niewykluczone, że tego typu wolta ze strony PSL-u spowodowałaby rozpad tej formującej się koalicji opozycyjnej. Kto wie, jak zachowałaby się wtedy choćby część Lewicy, której nie po drodze z bardziej prawicową częścią Platformy Obywatelskiej? – zastanawiał się.

Posłuchaj całej audycji:

MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj