Ks. Ireneusz Bradtke wyjaśnia, jakie jest znaczenie wiary w Chrystusa we współczesnym świecie

(Fot. Radio Gdańsk/ Andrzej Urbański)

Po co świętować aż dwa dni? Jakie znaczenie dla współczesnego człowieka ma Wielkanoc? Czy pamiętamy i przekazujemy następnym pokoleniom dawne obrzędy, zwyczaje i tradycje? O tym w drugi dzień świąt wielkanocnych z proboszczem Bazyliki Mariackiej w Gdańsku księdzem Ireneuszem Bradtke rozmawiał Andrzej Urbański.

– Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał – powiedział na przywitanie ksiądz Ireneusz Bradtke.

– To jest przywitanie, które znają chyba nie tylko wierzący, ale również niewierzący. Każdy może tym pięknym gestem się powitać, myślę również o tych, którzy są daleko od Kościoła. Patrzę też na Kościół niemiecki na przykład, tam Grüß Gott (niemieckie przywitanie, które można przetłumaczyć jako „szczęść Boże” lub „z Bogiem” – przyp. red.) jest takim popularnym zwrotem. A czy ten wspomniany wcześniej jest w Polsce popularnym zwrotem? – zapytał Andrzej Urbański.

– Gdy chodzi o Grüß Gott, to można powiedzieć, że to jest bardziej „szczęść Boże”. I okazuje się, że to „szczęść Boże” jest coraz bardziej powszechne i rzadziej się mówi „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Niektórzy dodają, ale to jest tylko grupa specyficzna, „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica”, a inni, widząc księdza, to już mówią „szczęść Boże” albo się po prostu uśmiechają się – podpowiedział ks. Ireneusz Bradtke.

– Takie czasy chyba nadeszły, że ludzie nie bardzo wiedzą, jak się zachować. A my też wspólnie zastanawiamy się dzisiaj, jak się zachować tego dnia, i to niezależnie od swoich poglądów. Myślę, że to bardzo ciekawe, trochę jesteśmy na granicy życia i śmierci – zauważył prowadzący rozmowę.

– Dla niektórych to nadal pozostaje wielka radość, że pan Jezus zmartwychwstał i że święta wielkanocne maja ogromne duchowe przesłanie, to jest dla tej grupy osób wierzących wyjątkowy czas. Tych wszystkich serdecznie pozdrawiam, życząc, aby łaski od Chrystusa zmartwychwstałego były obecne również po świętach każdego dnia i aby ta nadzieja, którą przynosi nam Jezus, towarzyszyła w tych trudach, z którymi przychodzi nam się każdego dnia zmagać. Natomiast dla innych, ja nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie, że są święta wielkanocne, oprócz tego, że może jest dzień wolny od pracy, ale tak naprawdę w wymiarze zachowań, które są prezentowane na zewnątrz, to czasami nie widać tych świąt. No, może jeszcze święconka, to było takie poruszenie. No może jeszcze ozdoby, które są obecne, palemki, jajeczka, ale to już tylko wydmuszki, bo już same jajeczka to nie, bo one, nie daj Boże, się zepsują. A już samemu pisankę zrobić w domu? – mówił ks. Bradtke.

– A jeszcze kraszanki… Ale o tym jeszcze opowiemy. Wracając jednak do istoty tego wydarzenia, bo rozumienie tego święta nakłada nam się w różnych kulturach i różnych Kościołach, mówimy o prawosławiu, o protestantyzmie, ale mówimy przede wszystkim o Kościele rzymsko-katolickim. U prawosławnych mamy teraz dopiero wielki post, protestanci natomiast bardziej akcentują wielki piątek, a my niedzielę zmartwychwstania – wtrącił Andrzej Urbański.

– Jeżeli mówimy o grupie Kościołów wschodnich, to niedziela jest mocno akcentowana. Tutaj wiara w zmartwychwstanie jest obecna nawet w nazewnictwie. I my, jako ludzie kultury chrześcijańskiej, jako chrześcijanie, którzy wychowali się w świecie tych wartości, zainspirowani osobą Jezusa Chrystusa, związani z nim mniej lub bardziej świadomie przez sakramenty święte, my w tym świecie chrześcijańskim poruszamy się. Czy my go dziś doceniamy, czy nie doceniamy, czy on nam ciąży, czy chcielibyśmy dokonać własnych korekt, aby zmienić to, co w tych świętych pismach w tych dniach czytamy, jako najważniejszy przekaz? Bo przecież chodzi o rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa, o czym bardzo mocno nam przypominał papież, zwłaszcza Benedykt XVI. To jest właśnie w Piśmie Świętym, w słowie, w ewangelii, no i w eucharystii. I to jest żywy Chrystus, który do nas mówi, i on, de facto, nie pozwala nam zmieniać tego przykazu, który on nam daje. On nam to ogłasza. I tym samym zaprasza nas do tego, żebyśmy poszli za nim – tłumaczył proboszcz Bazyliki Mariackiej.

– Co więcej, on przyjął niewygody ludzkiego życia, dramat ludzkiego życia naznaczony niesprawiedliwością, naznaczony krzywym oskarżeniem, naznaczony niesłusznym wyrokiem, naznaczony okrutnym znęcaniem się. On to wszystko przyjął po to, by jeszcze bardziej się do nas przybliżyć i to swoje cierpienie, którego doświadczał, ofiarował Ojcu. „Ojcze nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. I przyjmuje ten kielich, kielich miękki, niesie to na krzyż i daje nam nadzieję, że jednak my również, kiedy przeżywamy te różnego rodzaju sytuacje, które są trudne, uczestniczymy w tym samym, w czym uczestniczył Jezus Chrystus, i mamy nadzieję, że on jest blisko nas, on jest tym pomagającym nam w dźwiganiu naszego krzyża – dodawał.

– Każdy z nas przeżywa różne chwile trudne. Cierpienie jest wpisane żywot ludzki. Czasami chorujemy, czasami dotykamy cierpienia innych, często oddalamy to cierpienie, bo nie chcemy cierpieć, no bo nieść krzyż, tak jak Chrystus, jest bardzo trudno, ale jednak wpisuje się to w nasze życie i wielu ludzi zastanawia się i pyta, po co to cierpienie? „Ono nas uszlachetnia”, mówią niektórzy, a wielu w to wątpi – mówił prowadzący audycję.

– Sam lęk przed czymś złym to jest coś naturalnie wpisanego w nasze jestestwo, my się po prostu boimy. I tutaj motywacja, która wypływa ze spojrzenia na ewangelię, na spojrzenie zbawcze, jakie dokonało się w osobie Jezusa Chrystusa, ono nam daje inną argumentację. Dlaczego przyjmujemy to cierpienie, to zło i nazywamy je krzyżem, który mamy dźwigać, bo myślę, że możemy spojrzeć na to, że ta nasza codzienność, niezależnie, czy jestem wierzący, czy nie, to przychodzą na mnie choroby, nieszczęścia, trudności moje, moich bliskich, innych osób, sytuacji przez nikogo niezawinionych, przeradzających się w dramat, przychodzi nam to przeżywać, tylko teraz, każdy z nas ma inny punkt odniesienia. Jeden będzie miał punkt odniesienia wypływający z jego rozumienia świata i on to czyni w imię jakiegoś swojego ideału, a my chrześcijanie niesiemy to wszystko w imię naszej wiary i zaufania w Jezusa. I jeżeli my mamy oparcie w Jezusie, możemy razem z nim przeżywać to nasze cierpienie, bo widzimy go w tych samych sytuacjach – kiedy ten lęk, kiedy ten krwawy pot, kiedy to opluwanie, kiedy to darcie, kiedy nastąpiło to wszystko, co widzieliśmy w triduum paschalnym – to widzimy, że on jest blisko nas, on nas nie zostawił, to nie jest Bóg daleki, to jest Bóg bliski, który pokazał, że on też to przeszedł i podaje nam rękę, i chce nas przez to przeprowadzić, abyśmy my nie zwątpili w momencie szczególnej próby, jaka będzie śmierć, ale przeszli. Stąd wielokrotnie, widząc jak umierają ludzie, a kiedyś miałem taką sposobność w życiu, że tworzyliśmy hospicjum w Sopocie i moje biuro, jako dyrektora Caritas, było zlokalizowane w hospicjum św. Józefa w Sopocie, to rzeczywiście miałem okazję być w tych momentach, jedynych w swoim rodzaju, kiedy człowiek umierał. To jest coś, co się przeżywa, i ten lęk czując, że już nikt mi nic nie pomoże, nie wiem, co mogę zrobić, bo nie mówimy o przeżywaniu tego, kiedy jestem nieświadomy, ale świadome umieranie i wtedy to zaufanie i to oparcie, jakie dawała argumentacja wiary, było spojrzeniem z nadzieją. Nieraz udało się zauważyć, że po tym ostatnim oddechu pojawiał się łagodny uśmiech, spokój na twarzy. Może to jest nadinterpretacja mnie patrzącego, a może to jest to, w co wierzę, że po tamtej stronie spotykamy się w domu Ojca – powiedział gość Radia Gdańsk.

Posłuchaj całej rozmowy: 

Puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj