Co jadłyby dzieci, gdyby same miały decydować o rodzinnym menu? Co jest „mniami”, a co „fuj”? Magda Szpiner odwiedziła Bajlandię czyli Przedszkole nr 33 w Gdańsku. Zanim oddała głos małym ekspertom z grup Muminki i Pszczółki, najpierw wypowiedziały się panie, które próbują pogodzić zdrowe jedzenie z gustami małych smakoszy – Wiktora Socha, dyrektorka przedszkola i Joanna Jankowska, kucharka.
Prowadząca audycję sprawdzała, jak się dzisiaj karmi dzieci w przedszkolu.
– Wszystko tak naprawdę zależy od nawyków żywieniowych całej rodziny. My w przedszkolu staramy się po pierwsze, żeby było różnorodnie, ciekawie i kolorowo, a po drugie – zdrowo, bo musimy sprostać przepisom i wymogom. Nie możemy zbytnio szaleć z różnymi słodyczami i owocami, które zawierają dużo cukrów – mówiła dyrektorka przedszkola.
– Czy rodzice jakoś wymuszają na was te plany żywieniowe, czy wy sami wiecie, jak zbilansowana dieta powinna wyglądać? – pytała prowadząca program.
– Jesteśmy w programie „Jemy zdrowo”, więc tutaj ja siłą rzeczy za każdym razem uczę się czegoś nowego. Sama mam wnuki, więc testuje na nich, co dzieci jedzą. Staramy się przede wszystkim wprowadzać dużo warzyw i bilansować to z tym, co przedszkolaki lubią – tłumaczyła kucharka.
A co przedszkolaki lubią, oprócz coli, frytek, czy nuggetsów?
– U nas w ogóle, ani coli, ani frytek się nie uświadczy przede wszystkim – jedynie zapiekane ziemniaczki, które dzieciaki bardzo lubią. Często podajemy spaghetti bolońskie, makaron ze szpinakiem – byłam bardzo zdziwiona jak go wprowadziłam, że znika z talerzy bez żadnego „ale”. Lubią też parówki, których ostatnio pani dyrektor zakazała podawać, bo są niezdrowe. Dwa dni w tygodniu mamy szwedzki stół, więc dzieci robią same sobie kanapki i wtedy z automatu jedzą dużo więcej – również warzyw, które normalnie zostają na talerzach – dodała kucharka.
aKa