Ryszarda Wojciechowska: „Po maturze nie ma czego szukać. Ucieczką przed bezrobociem są studia”

– Niech nie będzie matematyki na maturze. Tylko potem się nie dziwmy, że ludzie nie potrafią przeliczyć raty kredytu, mówił w Komentarzach Radia Gdańsk Krzysztof Katka. – Jak zaczniemy zwalniać z matury z matematyki, to będzie coraz więcej osób „chorych na dyskalkulię”, które nie potrafią dodawać, odejmować, mnożyć ani dzielić, wtórowała mu Ryszarda Wojciechowska. Goście Komentarzy wspominali swoje egzaminy maturalne. Artur Górski, dziennikarz Gazety Gdańskiej i Magazynu „Solidarność” przyznaje, że choć nie może przypomnieć sobie tematu matury z języka polskiego, to pamięta wszystkie swoje oceny. – Pamiętam, że na maturze z polskiego był temat związany z odpowiedzialnością. Była czwórka. Później, już na egzaminie ustnym – piątka. Samodzielnie napisana matura z matematyki na 3 +. I piątka z historii.

Ryszarda Wojciechowska z Dziennika Bałtyckiego nie pochwaliła się swoimi ocenami, ale zapewniła, że maturę zdała. – Jako kandydat na dziennikarza, bo wiedziałam już, że chcę nim być, wybrałam na maturę temat wolny, w którym mogłam sobie popłynąć. No i popłynęłam, ale szczęśliwie zdałam. Nie bałam się matury, dla mnie i dla mojego rocznika problemem było za to zdanie na studia. Egzamin wstępny to była makabreska. Krzysztof Katka z Gazety Wyborczej zażartował: – Ja też popłynąłem i zdałem.

Tomaszowi Sieliwończykowi z TVP Gdańsk najsilniej w pamięci utkwiła matura z chemii. – Pamiętam, że na polskim trzeba było przepuścić jakiś problem przez pryzmat kilku utworów. Ale moim najciekawszym wspomnieniem maturalnym jest to, że zaliczyłem ustną chemię. Liczyłem na piątkę, do tej pory nie do końca pamiętam po co się nauczyłem pięciu sposobów powstawania soli, ale pamiętam, że mieliśmy bardzo fajną nauczycielkę. To dowód na to, że jeżeli trafia się na nauczyciela, który jest w stanie zainteresować przedmiotem i fajnie go wyłożyć, to i z obowiązkową matematyką człowiek jest w stanie sobie poradzić.

Komentatorzy mówili też o obowiązkowej matematyce na maturze. Zdaniem Krzysztofa Katki, to czy powinna być, czy nie, zależy od tego, jak postrzegamy egzamin maturalny. – Jeżeli rzeczywiście traktujemy maturę bardzo poważnie, jako rodzaj certyfikatu, to bardzo dobrze, gdyby przedmiot ścisły, najlepiej matematyka, był obowiązkowy. To jest kwestia podejścia do systemu edukacji. Uczeń, który dziś pisze maturę, ma za sobą już kilka takich egzaminów. Z tego punktu widzenia matura traci trochę na znaczeniu. Pytanie, czego chcemy od matury – czy żeby weryfikowała wiedzę, czy zatrzymywała część osób w drodze do dalszej edukacji.

Odmiennego zdania był Tomasz Sieliwończyk, który chętnie zwolniłby humanistów z egzaminów z przedmiotów ścisłych. – Wydaje mi się, że w momencie pisania egzaminu maturalnego człowiek, po pierwsze jest już po dwóch egzaminach wcześniejszych, po drugie jest u progu decyzji, czy pójdzie w kierunku rozwoju zdolności humanistycznych, czy matematyczno-fizycznych. Jeśli ktoś decyduje się na humanistyczne, nie ma sensu katować go matematyką, i to na tym poziomie, mówił Sieliwończyk.

– Mamy już różne ułatwienia, nie będzie jeszcze np. tej matematyki. A potem będziemy się dziwili, że ludzie nie potrafią przeliczyć np. raty kredytu, sprzeciwił się Katka. – Można zwolnić z matury z matematyki osoby, które mają dyskalkulię, czyli nie potrafią dodawać, odejmować, mnożyć ani dzielić. Tylko wtedy będzie o wiele więcej takich osób, wtórowała mu Wojciechowska.

Komentatorzy zgodnie stwierdzili, że najważniejsze jest to, co po maturze. – Zapominamy o jednym. Studia są przedłużeniem młodości, ale tylko dlatego, że to jest ucieczka przed bezrobociem, uważa Wojciechowska. – Jak młody człowiek kończy szkołę średnią, jest po maturze, to w ogóle nie ma czego szukać. Technika są w zaniku. Szkolnictwo zawodowe zniknęło. Rozmawiamy o wielu rzeczach, ale nie o tych poważnych – o tym, jak ma wyglądać szkolnictwo w Polsce. Te kierunki studiów, które dzisiaj gwarantują pracę, za jakiś czas nie będą. Tak było 15 lat temu z ekonomią. Dziś rynek się nasycił ekonomistami. Tymi kierunkami, które wybieramy teraz, rynek nasyci się za 10 lat. Brakuje tutaj sensownej polityki, podsumowała dziennikarka.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj