Komentatorzy o proteście w Operze Bałtyckiej: „Raczej bez szans na podwyżkę”

– W wypadku podwyżki byłoby mniej spektakli. A to byłby cios w całe Pomorze – mówili na antenie Radia Gdańsk eksperci.

Komentatorzy rozmawiali o proteście w Operze Bałtyckiej. Audycję poprowadził Tomasz Olszewski. Jego gośćmi byli Jan Hlebowicz z Gościa Niedzielnego, Maciej Kosycarz z Agencji KFP i Mieczysław Abramowicz – pisarz, historyk.

 

SPÓR PRZEZ PODZIAŁ PRACOWNIKÓW

Pracownicy Opery Bałtyckiej protestują, bo, jak uważają, powinni zarabiać dwieście złotych więcej. Tę kwotę obiecał im odchodzący dyrektor.

Mieczysław Abramowicz pracował jako aktor i reżyser. Według niego, pracownicy Opery Bałtyckiej zarabiają mało.

– W branży kulturalnej finansowanej przez państwo wszyscy zarabiają małe pieniądze. To zawsze przykra sprawa, gdy pracownicy teatrów są zmuszeni do strajku. Z drugiej strony trochę sami sobie są winni. Na terenie tego zakładu pracy istnieją 4 związki zawodowe, piąty powstaje. Związek Solidarności ulega degradacji, parę osób z niego odchodzi. Wszystkie związki idą w swoją stronę. To trudne zawody i ciężko je do siebie porównać, ale gdyby najpierw udało im się dogadać między sobą, to byliby bardziej znaczącą siłą dla władz województwa czy dyrekcji teatru. Ten problem przede wszystkim wziął się z podziałów – mówił Abramowicz.

BĘDZIE MNIEJ SPEKTAKLI?

Według Jana Hlebowicza sprawa jest bardzo złożona. – Jak podała przewodnicząca zakładowej Solidarności, przy dobrych wiatrach pracownicy zarabiają po 2 tysiące na rękę. To są artyści, którzy przez szereg lat poświęcali mnóstwo czasu i wysiłku. Takie zarobki to dla nich trochę za mało – stwierdził.

Dziennikarz zauważał, że spór o dwieście złotych podwyżki toczy się nie w ostatnich tygodniach. To kwestia całego roku. – Wydaje się jednak, że w tym roku budżetowym otrzymanie podwyżki wiązałoby się z uszczupleniem spektakli. Rozwiązanie tej sytuacji na korzyść podwyżki wydaje się być niemożliwe – tłumaczył Hlebowicz.

„CIOS W CAŁE POMORZE”

Maciej Kosycarz zwrócił uwagę na trochę inny problem. Jak zaznaczał, Trójmiasto, jako duża aglomeracja, ma bardzo niewiele placówek kulturalnych. – Nie ma tego tak dużo porównując choćby do Wrocławia. Zmniejszenie liczby spektakli byłoby dużym ciosem w całe Pomorze. Bardzo dobrym przykładem jest Teatr Muzyczny w Gdyni. Dopóki sala nie była większa, też trzeba było do niego dopłacać. Mówiło się sporo o nowej operze. Koncepcja jednak upadła. A tu mamy starą salę, słychać jak przejeżdżają tramwaje – wyjaśniał fotoreporter.

Posłuchaj audycji:

Wiktor Miliszewski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj