Czy do marszu ONR-u w Gdańsku mogło nie dojść? „Jakiś urzędnik stracił refleksję”

Na sobotę prezydent Paweł Adamowicz zapowiedział stacjonarną demonstrację prodemokratyczną i antyfaszystowską. To odpowiedź na sobotnią manifestację ONR-u na ulicach Gdańska. Ogólnopolski Strajk Kobiet złożył jednak do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa poprzez zgodę na marsz narodowców w Gdańsku. Zdaniem wielu osób prezydent nie dopełnił swoich obowiązków.

Gośćmi Jacka Naliwajka w Komentarzach byli Jarosław Popek (Dziennik Bałtycki), Jan Hlebowicz (Gość Niedzielny) i Maciej Sandecki (Gazeta Wyborcza Trójmiasto).

– Nie do końca zgodzę się z tym, że prezydent nie mógł nic zrobić w tej sprawie. Od trzech lat funkcjonuje ustawa o zgromadzeniach Bronisława Komorowskiego. Ona daje uprawnienia żeby samorząd zakazał zgromadzenia lub je rozwiązał – komentował Maciej Sandecki.

– Nie ulega wątpliwości, że jakiś urzędnik stracił refleksję – komentował Jarosław Popek. – Moim zdaniem ta manifestacja nie miała racji bytu. Gdyby urzędnik dopytywał do tego marszu by nie doszło.

– Nawet w najbardziej ponurych czasach stalinowskich nie krzyczano „fanatycy precz” do katolików. Życzyłbym sobie żeby w taki sam sposób potępiano manifestacje wyrażające nienawiść wobec Kościoła – mówił Jan Hlebowicz.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj