Reakcje UE na problemy z ukraińskim zbożem. Komentatorzy: „To próba wywołania konfliktu w Polsce”

W sobotę wieczorem opublikowano rozporządzenie w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych. Zakłada ono, że do 30 czerwca br. obowiązuje zakaz przywozu od naszego wschodniego sąsiada przede wszystkim zboża, ale też innych towarów spożywczych, m.in. cukru i jaj. Na ten temat Michał Pacześniak w „Komentarzach Radia Gdańsk” rozmawiał z Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl oraz Piotrem Piotrowskim z „Gościa Niedzielnego”.

– Czy rząd dobrze sobie radzi z tym, co miało być załatwione? Bo to nie miał być problem; pamiętam doskonale te wypowiedzi, że to będzie tylko tranzyt, że powstaną korytarze solidarnościowe, które pozwolą towarom ukraińskim (głównie chodzi o zboże) przedostać się przez Polskę do portów m.in. w Niemczech i stamtąd na rynki zbytu, które oczekują na ten towar – rozpoczął dyskusję prowadzący rozmowę.

– Zboże ukraińskie, podobnie jak zboże rosyjskie, stanowiło istotną część programu żywnościowego FAO i z tych przesłanek podjęto decyzję o uruchomieniu tych kanałów transportowych, zarówno przez Morze Czarne, jak i przez Europę. W zamian za to, o czym mało kto wie, Rosjanie uzyskali dostęp do rynków z nawozami azotowymi, co też jest problemem dla polskich producentów nawozów azotowych, o czym w tej chwili się jeszcze mniej mówi. W reakcji na twardą i trudną decyzję polskiego rządu – trudną w wymiarze międzynarodowym, ale ważną z kolei dla spraw Polski, dla ochrony interesów polskiego rolnictwa – Unia Europejska dość dziwnie ją zakwestionowała, to znaczy uznała ją za jednostronną i wyraziła swoje niezadowolenie ustami rzeczniczki. Warto w tym momencie chyba przytoczyć opinię europosła Saryusza Wolskiego, który jak mało kto jest zorientowany doskonale w realiach traktatowych i przywołuje przepisy z roku 2015, pozwalające na wprowadzenie czasowych środków ochrony własnego rynku. W tym rozporządzeniu mówi się o wstrzymaniu dostępu do polskiego rynku. A więc rząd polski nie zrobił nic, co by sytuowało polskie działania poza ustrojem prawnym Unii Europejskiej. Zrobił to w reakcji na sytuację, która zaczęła się wymykać spod kontroli, mimo że wcześniej sygnalizował organom UE, że takie zagrożenie istotnie istnieje. Mam wrażenie, że ta zwłoka wcale nie była przypadkowa, że ona w jakiś sposób miała doprowadzić do eskalacji konfliktu w Polsce, do napędzenia protestów rolników, rozwibrowania sytuacji społecznej w Polsce, co pewnie ułatwiłoby zrealizowanie marzenia Donalda Tuska o powrocie do Polski jako przyszłym premierze rządu polskiego. To – zdaje się – już się nie uda, te decyzje są twarde i powinny być w krótkim horyzoncie czasu skuteczne – mówił Formela.

– Ale czemu tak się stało, że ukraińskie zboże zatrzymał się u nas? – dopytywał Michał Pacześniak.

– Przeanalizujmy stronę gospodarczą tego zjawiska, z jakim mamy teraz do czynienia. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest bardzo prosta: nie tymi kierunkami tranzyt miał się udawać. Prawdopodobnie chodzi o to, że większość towaru – w tym wypadku głównie zboża – miała przechodzić przez niemieckie porty. Przypomnę wyniki ekonomiczne ostatniego półrocza portu w Hamburgu, to jest bodajże minus 48 proc. Wzrosty u nas z kolei zanotowano we wszystkich trzech głównych portach. A więc tu była przyczyna tego wszystkiego. Do tego doszła umiejętnie rozgrywana od strony politycznej sprawa przez czynniki w Brukseli, żeby eskalować konflikt. Wywołanie wewnętrznego konfliktu jest oczywiście na rękę (opozycji). A uderzenie idzie w mocny elektorat, jak pamiętamy z sondaży bodajże 56 proc. wyborców na wsi głosowało na Prawo i Sprawiedliwość – wskazywał Piotrowski.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj