Wybory do sejmu będą pełne emocji. Komentatorzy: „Tego chcą przede wszystkim politycy”

Wybory do sejmu i senatu odbędą się 15 października. Do 6 września mamy poznać kandydatów. Prezydent zdecydował o dacie głosowania (więcej >>>TUTAJ), teraz PiS i opozycja mają miesiąc na ogłoszenie listy kandydatów. Wiadomo, że w kuluarach były one już układane – co wywoływało z resztą dużo emocji. Czy będą one coraz większe? Czy będą miały zasadniczy wpływ na to, co będzie się działo, czy górą będzie merytoryka? Na te pytania Andrzeja Urbańskiego w audycji „Komentarze Radia Gdańsk” odpowiedzieli prof. Grzegorz Grochowski, politolog, wykładowca akademicki i prezes fundacji „Wiem i Umiem” oraz Piotr Piotrowski, wykładowca akademicki i publicysta tygodnika „Gość Niedzielny”

Profesor Grochowski zauważył, że wszystko zależy od tego, jak długo i jak systematycznie ktoś śledzi życie polityczne, jakie to ma dla niego znaczenie oraz jakimi narzędziami się posługuje – czy używa analitycznego rozumu, czy ma czas na to, żeby porównywać wypowiedzi, żeby śledzić programy. – Takich osób – wydaje mi się – nie jest zbyt dużo i w związku z tym to emocje będą grały (w kampanii – przyp. red.) bardzo dużą rolę – powiedział.

Piotr Piotrowski przyznał, że jego i profesora Grochowskiego marzeniem jest to, żeby tych osób myślących o głosowaniu w wyborach analitycznie było coraz więcej. – Zachęcamy przede wszystkim do tego, żeby tych informacje o wyborach, o programach – o ile oczywiście istnieją – szukać. Przede wszystkim w internecie, bo tam mamy dzisiaj źródło wszelkiej wiedzy. Przechodząc jednak do pytania, które zostało postawione, jak najbardziej będzie to emocjonalna kampania, bo właśnie tego chyba chcą przede wszystkim politycy. Wtedy w zupełnie inny sposób podejmujemy decyzje – co też świetnie jest opisane w różnych podręcznikach od marketingu. Nie tyczy się to tylko marketingu politycznego, doskonale to widać nawet na przykładzie zwykłego dyskontu – dlaczego sięgamy po ten, a nie inny produkt – tłumaczył.

Podejmując decyzję co do terminu wyborów i przekazując tę informację na Twitterze, prezydent Andrzej Duda zaapelował: „Weź udział  wyborach”. W komentarzu do jego słów szefowa Kancelarii Prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych zauważyła, że „Pan prezydent podejmując takie decyzje zawsze kieruje się interesem narodowym, ale także myśli o frekwencji oraz aby wybory były jak najbardziej sprawiedliwe i by dały szansę kandydatom do dobrego zaprezentowania się”.

Prof. Grochowski nie uważa jednak, żeby apel głowy państwa ograniczył emocje polityków na rzecz merytoryczności kampanii. – W takim razie musiałoby się coś radykalnie zmienić. Jeśli chodzi o frekwencję, to dużo zależy też paradoksalnie od niedocenianego elementu osobistej wiary w to, że mój głos coś znaczy i że mogę współdecydować o losach państwa. Sądzę, że ten właśnie nawiew emocji i silnej propagandy może spowodować u niektórych zniechęcenie. „Co ja mogę tutaj, jako wyborca, zrobić, skoro i tak wszystko jest przesądzone? Sondaże wskazują taki i taki procent”. Przeważyć może nawet jeden głos, wszystko zależy od tego, na ile mamy taką świadomość – świadomość obywatelską. Jestem przeciwny takiemu głoszeniu „kazań”: „Idźcie na wybory, należy iść na wybory”. Nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby samemu dokonać refleksji nad tym, że ja tutaj, na tej ziemi – chociaż polityką mogę być zmęczony – na tym kawałku, który się nazywa Polska, mogę troszkę zdecydować o tym, jak jej kształt wygląda i jeśli ja tego nie zrobię, to i tak ktoś to zrobi za mnie. Tu nie ma pustej przestrzeni, tak naprawdę neutralność nie istnieje – zauważył.

Piotrowski natomiast myśli, że im więcej mówi się o tym, że należy iść na wybory, tym lepiej. – Cały czas mamy frekwencję taką, jaką mamy. W poszczególnych wyborach to jest ponad 60 procent. Szczerze mówiąc, trochę żałośnie to wygląda w porównaniu z innymi krajami, choćby skandynawskimi. Moim zdaniem wynika to z tego, że w ogóle nie promuje się demokracji takiej, która jest bezpośrednia – czyli jest na dole. Słyszymy o wielkiej polityce, wyborach do sejmu, do senatu, a dlaczego nikt nie inwestuje w to, żeby prowadzić kampanie marketingowe czy reklamowe wyborów na poziomie np. rad dzielnicy? – zaznacza.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj