Biedronka bada, jak biją serca pracowników. „A co by było, gdyby ktoś zasłabł z przeciążenia?”

– Jeśli badanie miało charakter dobrowolny, to nie było problemu – mówią specjaliści, komentując sprawę pracowników Biedronki, którym kilkudziesięciu sklepach sieci założono czujniki badające rytm serca metodą Holtera.
– Biedronka tłumaczy się, że chciała poznać, jak rozkłada się obciążenie w pracy. Pojawiły się opinie, że jest to za daleko posunięta ingerencja w prywatność pracowników. Wykonując badanie można np. odkryć, że ktoś jest chory i zwolnić go, zanim uda się na zwolnienie lekarskie. Pojawia się więc pytanie, ile wolno pracodawcy? – mówi prowadzący audycję Artur Kiełbasiński.

– Granicą tego jest umowa między pracodawcą a pracownikiem. (…) Ja myślę, że ta granica została przekroczona przez samych pracowników. Świadczy o tym to, jak prezentujemy się w mediach społecznościowych. Natomiast to, co zrobił pracodawca w przypadku Biedronki, nie jest przekroczeniem granicy – mówił Piotr Ciechowicz – Agencja Rozwoju Pomorza.

– Nie zgadzam się z tym zdaniem. Badanie wykraczające poza zakres badania nieobowiązkowego jest badaniem dobrowolnym. Pozycja pracodawcy, ma wskazane miejsce, gdzie musi poddać się temu badaniu, bez jakiegokolwiek uprzedzenia, jest złamaniem przepisów prawa – mówiła Katarzyna Zimmer Drabczyk – ekspertka Solidarności.

– Nie wiemy, jak było w tym przypadku. (…) Gdyby za jakiś czas zdarzył się wypadek w Biedronce, bo ktoś zasłabł, chociażby z przeciążenia, to postawiłoby się zarzuty, że nikt nie dopasował obciążenia, ilości obowiązków do możliwości pracowników. Takie badanie, jeśli ma charakter dobrowolny, wydaje mi się czymś w porządku – mówi Mikołaj Lipiński – Blackpartners

puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj