Powiększa się automatyzacja produkcji. Czy ludzie stracą przez to pracę?

Strajki pracowników restauracji w Las Vegas. Powodem jest powiększająca się automatyzacja produkcji. W roboty chcą zainwestować 34 kasyna i hotele. Celem są oszczędności. Maszyny zastąpią pracowników przy przygotowywaniu jedzenia, napojów, sprzątaniu, myciu naczyń i samej obsłudze klientów. Czy to znak czasów? Niedługo będzie tak na całym świecie?

Według specjalistów, w ciągu najbliższych 10 lat pracownicy fizyczni przestaną być potrzebni w kawiarniach, restauracjach i barach szybkiej obsługi.

– To taka ciekawostka, coś zupełnie nowego – mówił prof. Henryk Ćwikliński. – Wydaje mi się, że nie ma sensu poszukiwać ewentualnych analogii do sytuacji w naszym kraju – dodał.

– Moim zdaniem nie jest to nic nowego, nadzwyczajnego. Gospodarka i nasze życie zmieniają się. W czasach rewolucji przemysłowej też były protesty. Dziś również znajdujemy się w obliczu rewolucji. To nie jest tak, że nagle znikną wszystkie prace fizyczne, ale ich część ulega automatyzacji. Praca cały czas będzie, tylko niekoniecznie dla osób, które mają takie kwalifikacje, a nie inne – dodał Stanisław Szultka.

– Nie uciekniemy przed robotyzacją świata. Roboty w dużej mierze zastąpią ludzi na stanowiskach, które wydawać by się mogło, że na zawsze będą w rękach człowieka. Myślę, że przy naszej strukturze jest to kwestia 20-30 lat – podsumował Wojciech Kodłubański.

Gośćmi Iwony Wysockiej w audycji Ludzie i pieniądze byli: prof. Henryk Ćwikliński – ekonomista, wykładowca UG, Wojciech Kodłubański – szef komisji rewizyjnej Krajowej Izby Gospodarczej oraz Stanisław Szultka, niezależny ekonomista.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj