Dzięki informatykom ze wschodu Polska staje się ważnym europejskim hubem IT. Co zrobić, żeby utrzymać ten trend? Odpowiedzi Tomasz Sosnowski w programie „Ludzie i Pieniądze” szukał z Barbarą Rusowicz, konsultantką SAM International i Tomaszem Limonem, prezesem Związku Pracodawców Pomorza.
– Mamy dużo swoich informatyków, chociaż nie tak dużo, jak mogło nam się wydawać. Jakiś czas temu, gdy nastąpiło spowolnienie w tej branży, słyszałam głosy, że informatyków wykształciło się zbyt wielu i teraz nie będą mieli pracy. Pamiętajmy o twardych danych. Procentowo ludzi pracujących w branży IT w Polsce jest 3,5 proc. w stosunku do wszystkich zatrudnionych. Dla porównania, w Szwecji, to 8 proc. Cały czas jest jeszcze potrzeba. Jest 150 tys. wakatów w branży IT, które cały czas czekają na to, żeby zostać zapełnione. Moim zdaniem zmieszczą się u nas specjaliści ze wschodu, i tego bliższego, czyli Białorusi, Ukrainy oraz Rosji, ale też tego dalszego. Mamy coraz więcej ekspertów w branży IT z Indii – przypomniała Rusowicz.
– Jest popyt. W 2020 roku, po wybuchu pandemii, cała gospodarka zaczęła dostosowywać się do nowych wymogów w przestrzeni wirtualnej. Wiele firm musiało zmienić swoje nawyki. Weszliśmy w tryb pracy zdalnej, służyły temu nowe narzędzia i programy. Do dzisiaj korzystamy ze spotkań online, co wcześniej nie było tak popularne. Wysyp firm informatycznych, które nadawały ton panującym trendom, był zasadny. Po trzech latach następuje spowolnienie, rynek zaczyna normatywnieć. Są dostrzegane trendy światowe zwolnień, również w globalnych informatycznych firmach. Od początku tego roku na całym świecie zwolniono 200 tys. informatyków. To wynika z tego, że weszliśmy w tryb popandemiczny i firmy spowolniły inwestowanie w branże IT. To nie oznacza, że tych informatyków nie brakuje. Cały czas potrzebujemy tych ludzi – ocenił Limon.
ua