Polska gospodarka rośnie w siłę. „Niestety wciąż musimy nadganiać stracony czas”

Polska wyrasta na nową potęgę gospodarczą Europy, wojna na Ukrainie wzmacnia znaczenie naszego kraju. Tylko w ubiegłym roku bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce wzrosły o 23 proc., osiągając wolumen przekraczający 42 mld euro. Żaden inny kraj w Unii Europejskiej nie korzysta tak bardzo ze zmian w globalnych łańcuchach dostaw, jak wschodni sąsiad Niemiec. Polska staje się pomostem między Wschodem a Zachodem. Tak widzi nas zachodni, niemiecki portal. A jak my, Polacy, widzimy samych siebie i czy wykorzystujemy szanse?

Na te tematy Iwona Wysocka w programie „Ludzie i Pieniądze” rozmawiała z Krzysztofem Doślą, szefem gdańskiej „Solidarności” oraz Grzegorzem Pellowskim, trójmiejskim piekarzem, mistrzem cukiernictwa i przedsiębiorcą. Prowadząca dopytywała, czy my sami dobrze wykorzystujemy sytuację i zdajemy sobie sprawę z tego, jak korzystamy na tych wszystkich zmianach.

– Powiem krótko: partolimy od samego początku. Ja jestem przedsiębiorcą i wiem, że na wszystko trzeba mieć pieniądze i od pieniędzy wszystko zależy. To, co się działo przez ostatnie 30 lat w Polsce, to coś, na co ja nie mogłem patrzeć. To było dożynanie Polski, wyzbywanie się majątku, wyzbywanie się sreber rodowych. Ja patrzę tak: jesteśmy szóstą gospodarką Europy. Niby się trzeba cieszyć, niby jest powód do radości. Ale gdzie my byśmy byli, gdyby stocznia funkcjonowała, gdyby Ursus, czyli największa fabryka traktorów w Europie, nadal pracował, gdyby któraś z z fabryk motoryzacyjnych nadal działała – a produkowaliśmy wszystkie rodzaje pojazdów, od maluchów aż po duże ciężarówki i tiry? Zacytuję słowa mojego kolegi przedsiębiorcy, który przekonywał handlowców gdańskich, aby zgodzili się na założenie spółki Manhattan – on mówił, że „jak założymy te spółkę, to z Majorki na emeryturze nie zjeżdżacie”. I tak by to wyglądało dzisiaj, że nasi emeryci nie zjeżdżaliby z Majorki – przekonywał Grzegorz Pellowski.

– To taki rys historyczny. A dziś mamy za naszą wschodnią granicą wojnę, jesteśmy po pandemii, były przerwane łańcuchy dostaw. Czy zatem my teraz zauważamy, że idziemy w dobrą stronę? – pytała Iwona Wysocka.

– Cały czas nadganiamy stracony czas. Bo niestety to był czas stracony, jeśli chodzi o doganianie Europy i świata. Pierwsze lata po 1989 roku, czyli ten okres transformacji i lekarstwo, które nam zaserwował pan Balcerowicz, okazało się wątpliwej jakości. To spowodowało, że polska gospodarka na tyle skutecznie została wyhamowana, że przestała być konkurencyjna. I tę konkurencyjność trzeba było zacząć budować. Późniejsze grzechy to było zbyt małe przykładanie wagi do badań i rozwoju. To, na czym swoją potęgę budowały te kraje, które bardzo szybko po II wojnie światowej odbudowywały swoją gospodarkę i swój potencjał, to badania, rozwój i nowoczesne technologie. Pokazał nam to choćby COVID-19 w sposób bardzo dramatyczny – wyzbywanie się pewnych specjalizacji o wysokim zaangażowaniu technologicznym, choćby w sektorze leków, może się odbijać na sytuacji całych społeczeństw w takich stanach nieprzewidywalnych, jak choćby pandemia. Okazało się, że zabrakło wszystkiego. Bo my – Europejczycy – wyprowadziliśmy produkcję opartą na pewnych komponentach, czy to do Chin, czy to do Indii, bo ktoś stwierdził, że będzie można więcej zarobić, gdy tanią siłą roboczą te rzeczy będzie się robiło gdzieś daleko. Po czym, gdy okazało się, że gdy z takiego czy innego powodu zostały przerwane łańcuchy dostaw, to rozpoczął się dramat – wskazywał Krzysztof Dośla.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj