Historia Gdańska ostatnich kilkudziesięciu lat związana była z osobą i działalnością arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Choroba, a potem jego śmierć, wstrząsnęła wiernymi w całej Polsce. Odszedł 3 maja 2016 roku, w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. W czwartą rocznicę śmierci pierwszego metropolity gdańskiego przypominamy jego postać.
– Ufał ludziom, darzył ich uprzedzająco zaufaniem – opowiada o nim obecny proboszcz Bazyliki Mariackiej ksiądz Ireneusz Bradtke. – Niezależnie od tego, o jakiej porze się do niego zadzwoniło, zawsze mówił: „przyjdź” albo „będę”. – Oczywiście życie potem pokazywało, czy to zaufanie było słuszne, czy nie – dodaje ks. Bradtke.
– Przyjechał do mnie do szpitala, gdy byłem chory – wspomina arcybiskupa aktor Jerzy Kiszkis. – Nie wzywałem go, a jednak pojawił się na moim oddziale. To było niesamowite, gdy nagle stanął w drzwiach. Myślę, że siedział przy łóżkach wielu chorych, nie tylko przy moim – dodaje aktor.
BUDOWAŁ POROZUMIENIE MIĘDZY LUDŹMI
Angażował się w działania, które budowały porozumienie między ludźmi. Po stanie wojennym rozmawiał z dawnymi władzami bez zaciekłości i zapiekłości. Umiał to robić jak nikt. Był uśmiechniętą, przyjazną twarzą kościoła. Miał wielki dystans do siebie. Nie celebrował swojego stanowiska czy swojej osoby.
Talent dyplomatyczny, rodzaj delikatnego wycofania, brak agresji i pogoda ducha – to wszystko powodowało, że działał rozważnie i skutecznie.
OBROŃCA PRAW ROBOTNIKÓW
W latach osiemdziesiątych XX wieku duchowny dał się poznać jako nieugięty obrońca praw robotników i związkowców z NSZZ „Solidarność”. W tych trudnych latach wspierał także środowisko lokalnej opozycji demokratycznej.
W 1992 r. Diecezja Gdańska otrzymała status metropolii kościelnej. Tadeusz Gocłowski został pierwszym arcybiskupem metropolitą gdańskim. W roku 2008 przeszedł na emeryturę, choć nadal chętnie uczestniczył w życiu publicznym.
WZÓR CZŁOWIEKA
W dniu jego śmierci zabiły dzwony wszystkich kościołów Archidiecezji Gdańskiej. Przed śmiercią Rada Miasta Gdańska jednogłośnie przyznała mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańska
– To był dla nas wzór przyzwoitego człowieka. Pamiętam pytania o granice wybaczania, o szacunek dla drugiego człowieka, także, a może przede wszystkim dla człowieka myślącego odmiennie – mówiła podczas uroczystości pogrzebowych krewna arcybiskupa Marta Gocłowska. Arcybiskup miał trzech braci i trzy siostry. – Przyjeżdżał do domu dziadka Stanisława i babci Marysi niezwykle rzadko.Niezapomniane słowa i przekazy, które nam zostawiał – dodaje bratanica.
Nasza dziennikarka Anna Rębas wspomina historyczną pielgrzymkę Kaszubów do Ziemi Świętej w jubileuszowym roku 2000, której wziął przewodniczył arcybiskup Tadeusz Gocłowski.
Pielgrzymka Kaszubów do Ziemi Świętej. Rok 2000 To właśnie wtedy, na początku nowego tysiąclecia, umieściliśmy w kościele Pater Noster na Górze Oliwnej w Jerozolimie tablicę z tekstem Modlitwy Pańskiej w języku kaszubskim. Było to wielkie i zarazem symboliczne wydarzenie, w którym wzięło udział jednocześnie blisko 500 pielgrzymów z Kaszub. Pojechałam na tę pielgrzymkę z mikrofonem po materiał do audycji i reportaży z Ziemi Świętej. Arcybiskup miał cotygodniową niedzielną audycję w rozgłośni radiowej, musiał „wejść live” na antenę. Czekaliśmy na telefon z redakcji. Byliśmy na pustyni. Autokar zatrzymał się, by wszyscy mogli zjeść obiad. Tylko jedna osoba została w autobusie. Właśnie gdański metropolita. Arcybiskup spojrzał na zegarek, podszedł do mnie i powiedział: „Już chyba czas, będzie łączenie?”. Ja oczywiście zapomniałam, bo było godzinne przesunięcie czasu. I audycji by pewnie nie było, gdyby nie on. Zachował się wtedy jak „rasowy reporter”. Nie przypominałam, nie chodziłam za nim, nie sprawdzałam, czy pamięta. Temperatura ścięła mnie z nóg. Jego nie. Nie był zmęczony, nie szukał cienia. Pamiętał, że mamy mieć audycję na żywo z Izraela. Nie miał nawet kartki, tylko jakieś luźne notatki, które trzymał w kieszeni. Mówił, jak zawsze, „z głowy”. O mszy na Jeziorze Galilejskim, którą odprawił na czterech łodziach dla Kaszubów, o Górze Tabor, o Kanie Galilejskiej i o naszym pielgrzymowaniu po Izraelu, po Ziemi Świętej, jako o piątej ewangelii. To, co mówił, wbiło mnie w pustynny piasek. Stałam jak słup soli. Jak żona Lota, mimo że nie oglądałam się za siebie, a tylko patrzyłam na telefon. Komórka była satelitą. Łączenie z Polską w każdej chwili mogło się skończyć. Słuchałam tego, co na pustyni Judzkiej mówił i myślał gdański arcybiskup. Czy ktoś zapamiętał to „głośne myślenie”, wtedy, na Pomorzu, w jednej z radiowych rozgłośni? Ostatni tydzień września 2000 roku. Niedzielne popołudnie. Nie ma dnia, bym nie pamiętała tego „głośnego myślenia” na pustyni. Od tej pory zawsze słucham Ewangelii obrazami, które zapamiętałam z tej 20-minutowej audycji. Obrazy, które arcybiskup „malował” na pustyni, to moja „prywatna galeria”. Arcybiskup na Górze Oliwnej, arcybiskup w Grocie Narodzenia, z butelką wody i żółtą chustką pielgrzyma na szyi, patrzący z zadziwieniem spod swych krzaczastych brwi na kolejną stację Via Dolorosa. Pamiętam to wrześniowe wędrowanie po wzgórzach spalonych słońcem, po uliczkach Betlejem, po Betanii, kościół w Ein Karem, Wieczernik. Pamiętam, jak arcybiskup schodził z Masady, twierdzy Heroda, w zakurzonych sandałach i ciemnozielonych skarpetkach. Szedł cicho, jak kot. Mijaliśmy go. Miał swoje tempo. Nigdy się nie śpieszył. To też była męcząca wycieczka. Schodziliśmy „na ostatnich nogach”. Arcybiskup zatrzymał się na dole, przy pompie z wodą, by napełnić pustą butelkę. Ja nie byłam tak przezorna. Nie miałam w co nabrać wody. Podał swoją. Butelkę kazał zatrzymać. Porządkując zdjęcia z tej pielgrzymki, które wybrałam do powstającego albumu, wypadła mi kartka z fragmentem z Biblii. „Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! (…) Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? (…) Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej?”.
Arcybiskup Tadeusz Gocłowski urodził się we wsi Piski na Podlasiu. W 1949 r. wstąpił do Zgromadzenia Księży Misjonarzy, a dwa lata później złożył śluby wieczyste. Biskupem pomocniczym Diecezji Gdańskiej został w 1983 r. Święcenia biskupie otrzymał 17 kwietnia 1983 w bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku. Udzielił mu ich kardynał Józef Glemp, prymas Polski. Jako dewizę biskupią przyjął słowa „Credite Evangelio” (Zawierzcie Ewangelii). 31 grudnia 1984 został mianowany biskupem diecezjalnym diecezji gdańskiej. Ingres do katedry Trójcy Świętej w Gdańsku-Oliwie odbył 2 lutego 1985. 25 marca 1992 roku, w związku z utworzeniem metropolii gdańskiej, został wyniesiony do godności arcybiskupa metropolity.
Były metropolita gdański 21 kwietnia 2016 roku stracił przytomność i trafił do szpitala. Doznał udaru mózgu. Miał też nowotwór. Jego stan lekarze określali jako krytyczny, a nawet „nieodwracalny”. Arcybiskup Gocłowski zmarł kilkanaście dni później, w 84 roku życia, 60 roku kapłaństwa i 33 roku biskupstwa. Były metropolita gdański spoczywa w krypcie biskupów w Katedrze Oliwskiej.