Pociągi ani autobusy tam nie docierają, a rodzice sami muszą organizować transport dzieci do szkół. Na Pomorzu wciąż są miejsca, które można nazwać komunikacyjnymi pustyniami.
O problemach z transportem zbiorowym na Pomorzu rozmawiali goście audycji Nie tylko metropolia. Program poprowadził Przemysław Woś. Gośćmi audycji byli: Bogdan Dubik – pełnomocnik do spraw komunikacji starostwa powiatowego w Kwidzynie, Aneta Kulesza – sołtys Łebienia, Leszek Kuliński – wójt Kobylnicy i Michał Szymajda – ekspert Rynku Kolejowego.
Na 1650 miejscowości wiejskich w województwie pomorskim w prawie 400 w ogóle nie funkcjonuje żaden publiczny transport. W przypadku ponad 90 miejscowości czas dojścia do najbliższego przystanku wynosi ponad 60 minut. Z kolei w weekendy żaden publiczny środek transportu nie dociera do prawie połowy miejscowości na Pomorzu. To fragment raportu przygotowanego we wrześniu 2016 roku przez Macieja Ostrowskiego dla Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego.
Jednym z miejsc, które ma duże problemy z transportem zbiorowym jest Łebień. Wieś leży 25 kilometrów od Słupska, nie dociera tam ani pociąg, ani autobus. – Od półtora roku jesteśmy praktycznie odcięci od świata. Przez naszą miejscowość przebiegają tory Gdańsk-Słupsk i walczymy o umieszczenie tam przystanku. Autobus przestał jeździć, bo korzystało z niego mało osób. Jednak były tylko dwa połączenia o niewygodnych godzinach. Teraz około 40 osób deklaruje, że korzystałoby z PKS. Na co dzień radzimy sobie tak, że wybieramy dyżury sąsiedzkie i na zmiany wozimy dzieci do szkoły – mówiła Aneta Kulesza.
– Kobylnica jest przy dużych ważnych szlakach komunikacyjnych, dlatego jesteśmy w lepszej sytuacji. Problem pojawia się w wakacje, bo wtedy przestaje działać komunikacja szkolna. Rozwiązujemy to jednak uruchamiając kurs autobusów – dodawał Leszek Kuliński.
Według Michała Szymajdy problemem – jak zwykle – są pieniądze. – Jak to możliwe, że w takiej miejscowości jak Łebień brakuje przystanku, a z drugiej strony PKS jeśli organizuje dojazdy, to nikomu one nie pasują. To przykra sytuacja, bo nie jest rolą mieszkańców wsi, by organizować transport zbiorowy.
– Pieniądze są bardzo istotnym elementem. Ale istotną sprawą jest też kwestia samego zorganizowania transportu zbiorowego w zakresie globalnym. Biorąc pod uwagę obszar powiatu, to często są linie, które są bardzo dochodowe, ale są i takie, przez które traci się pieniądze – tłumaczył Bogdan Dubik.
mili