Od 1 kwietnia trwa w Polsce Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań. W roku pandemicznym, podobnie jak ubiegłoroczny spis rolny, będzie opierał się on głównie na samospisie internetowym.
Całość potrwa do końca września, a nie, jak początkowo zakładano, do końca czerwca.
– Działania dokonywane będą drogą telefoniczną. Zobaczymy, co będzie się działo później, w czasie roku. Całe wakacje przed nami. Być może wtedy będzie większa szansa na pójście w teren. Pierwszy, najważniejszy sposób, to samospis internetowy – wskazuje Romuald Jańca, komisarz spisowy gminy Szemud.
POCZĄTKOWE PROBLEMY
Spis nie rozpoczął się jednak bez błędów. Jest on bardzo ważny, m.in. dla Kaszubów. O tych problemach właśnie rozmawialiśmy z Mateuszem Titesem Meyerem ze Stowarzyszenia Osób Narodowości Kaszubskiej „Kaszëbskô Jednota”. Zmienił on sobie urzędowo imię na zapisane w wersji kaszubskiej.
– Od kilkunastu lat korzystam z prawa, które mam jako Kaszub. We wszystkich dokumentach mam zmienione dane na kaszubskojęzyczne. W większości miejsc funkcjonuje to bez komplikacji, a tutaj w tym roku pojawił się problem. Już w próbnej wersji okazało się, że nie można wpisać znaków, które nie są polskie. Nie tylko wykluczało to społeczność kaszubską, ale dotykało to również wszelkich innych mniejszości – tłumaczy Mateusz Tites Meyer.
SZANSA NIE TYLKO DLA KASZUBÓW
W promocję spisu – który jest obowiązkowy dla wszystkich obywateli – włączyło się także Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
– Tegoroczny to dla grup regionalnych szansa na to, aby móc oficjalnie znaleźć się w ewidencji krajowej. My, Kaszubi, liczymy też na deklaracje językowe. Dzięki temu mamy w szkołach nauczanie po kaszubsku, ukazują się kaszubskie wydawnictwa, znaki drogowe. Nawet pisma do urzędów można składać w tym języku – wyjaśnia dyrektor biura zarządu głównego ZKP Łukasz Richert.
(Fot. Pixabay)