Trudne czasy i jeszcze większe wyzwania przed organizatorami transportu zbiorowego. Po ciosie, jakim była pandemia, firmy zajmujące się przewozem osób nie wyszły jeszcze na prostą, a już otrzymały kolejne uderzenie w postaci gwałtownego wzrostu cen paliw. Olej napędowy kosztuje już znacząco powyżej siedmiu złotych za litr, a jego cena prawdopodobnie jeszcze wzrośnie.
W branży mówi się wręcz, że obecne ceny paliwa dobijają komunikację i transport publiczny. O tym, kto i jakie konsekwencje tej sytuacji będzie musiał ponieść oraz kto może nie przetrwać na rynku, Sebastian Kwiatkowski w programie „Nie Tylko Metropolia” rozmawiał z przedstawicielami firm transportowych.
– Należy zacząć od tego, że to, co ludzie widzieli na dystrybutorach w styczniu, czyli obniżkę podatku VAT na paliwa, to nas to nie dotyczy, bo my i tak płacimy ceny netto. I te ceny netto były kalkulowane w przetargach na bieżący rok na poziomie ok. 4 – 4,50 zł za litr. A trzeba dodać, że paliwo jest głównym kosztem w komunikacji, oprócz płac, które także wzrosły. Teraz mamy ceny takie, jakie widzimy, czyli powyżej 7 złotych. Powiedzieć zatem, że to znaczny wzrost, to zdecydowanie za mało powiedziane. A trzeba wiedzieć jedną rzecz, która jest specyficzna dla tej działalności: marża w transporcie publicznym jest minimalna, to są grosze na kilometr. Czyli trzeba dużo jeździć z minimalnym zyskiem, aby cokolwiek zarobić. Kiedy jeden czynnik się waha, w tym wypadku paliwo, które stanowi gros kosztów, w zasadzie wszystkie nasze wyliczenia i kalkulacje „biorą w łeb”. I mamy sytuację trudniejszą, niż mieliśmy w szczytowym momencie pandemii, gdy te przewozy spadły znacznie, ale jednak przy stosunkowo niskich kosztach paliwa i wówczas jeszcze, przy niskich kosztach płac, można było się utrzymać. Teraz jest dużo gorzej i branża w zasadzie albo walczy o przetrwanie, albo po cichu umiera mówił – Piotr Rachwalski, prezes PKS Słupsk,
Przedstawiciele branży wskazują, że problemy dotyczą zarówno przewozów komercyjnych, jak i tych, które są wykonywane dla samorządów na mocy umów przewozowych.
– Kłopoty mają i ci, którzy organizują przewozy samodzielnie, jak i ci, którzy realizują zadania kontraktowane z samorządami – potwierdza Bartosz Milczarczyk, dyrektor ds. organizacji przewozów w Przewozach Autobusowych „Gryf”. – Dlatego przewoźnicy prowadzą obecnie negocjacje i rozmowy z samorządami, zamawiającymi usługi transportowe. Na swoim przykładzie powiem, że musimy dziś rozmawiać z Zarządem Komunikacji Miejskiej w Gdyni czy z Zarządem Usług Komunalnych w Tczewie. W zakontraktowanych wcześniej umowach znajdowały się wprawdzie zapisy o rewaloryzacji stawek, ale dotyczyły one stawek za lata wstecz. A dziś mamy taką sytuację, że cena paliwa wzrosła o 50 proc. Pamiętamy jeszcze stawki, w czasie, kiedy zawieraliśmy umowy przewozowe, gdy paliwo w hurcie kosztowało 3,80 zł za litr. Dziś kosztuje 7,20 zł za litr. Takich marż, jak dwukrotność stawki w cenie paliwa, przewoźnicy nigdy nie kalkulowali. Te rozmowy są więc nie trudne, ale bardzo trudne – tłumaczył.
– Przerzucenie kosztów na pasażerów też nie jest proste, ponieważ jest tu bariera popytowa. Nie możemy robić komunikacji, na która ludzi nie będzie stać. To jest transport publiczny, który powinien być dostępny dla każdego – dodał Piotr Rachwalski.
raf