Fotograf, który kieruje się „zapachem wolności”. Robert Kwiatek gościem „Podwieczorku mistrzów”

Wchodząc do naszej siedziby można dostrzec prace Roberta Kwiatka, które przedstawiają wstrząsające momenty z wojny na Ukrainie. Fotograf był gościem Konrada Mielnika w audycji „Podwieczorek Mistrzów”.

Kwiatek od ćwierć wieku związany jest z Federacją Młodzieży Walczącej. Był jednym z jej liderów w regionie gdańskim, a obecnie jest prezesem tej organizacji.

– Zacząłem działać w tej organizacji w 1986r. Miałem wtedy 15 lat i byłem jednym z liderów. Wyglądałem na starszego człowieka. Gdy mnie zatrzymywano i wieziono do aresztu, to mówiłem, że jeszcze nie mam 18 lat. Pierwszą rewizję miałem w szkole podstawowej, w ósmej klasie. Ta działalność była dość wcześnie, chociaż oczywiście zacząłem jeszcze wcześniej. Założyłem swoją organizację w 1984 roku To była Tajna Organizacja Młodzieży. Wszystko się zaczęło od łyżwiarstwa figurowego, dlatego, że pierwszy zjazd „Solidarności” był w Hali Olivia, a ja tam trenowałem. Poczułem tam ten powiew, ten „zapach wolności”. Biegałem między stolikami, roznosiłem jakieś BIPS-y, kupowałem znaczki „Solidarności”. To był dla mnie zupełnie inny świat i nigdy tego nie zapomnę. Do dziś nawet czuję ten zapach, nie umiem go określić, ale nazywam go właśnie „zapachem wolności” – tłumaczył.

Jak podkreśla fotograf, „zapach wolności”, rozpoczął się od łyżwiarstwa figurowego. Kwiatek był mistrzem Polski juniorów.

– Jeżeli ktoś mnie zna i ogląda, to zazwyczaj mówię, że było to 40 kilogramów temu. Trenowałem łyżwiarstwo figurowe – pary taneczne. W 1988r. zdobyliśmy mistrzostwo Polski z moją partnerką Darią Dubrówko, wcześniej było wicemistrzostwo, wcześniej był brązowy medal. Występowaliśmy w kadrze narodowej. W pewnym momencie były nawet wyjazdy, chociażby do Korei Północnej. To były jedyne zawody, gdzie widziałem halę pełną ludzi. Był tam Kim Ir Sen. Ja, jako młody chłopak wtedy, gryzmoliłem po ławkach, po książkach. Były tam gazety, na których oczywiście pisałem „Solidarność”. Na zdjęciu właśnie Kim Ir Sena narysowałem – mogę się przyznać – Adolfa Hitlera. Był taki moment, kiedy wybuchła afera, przyszli do nas do pokoju, razem z konsulem i chciano nas wyrzucić. Jednak nie dlatego, że znaleziono te gazety, bo na szczęście ich nie znaleziono , ale dlatego, że wyrzuciliśmy gazety z wizerunkiem Kim Ir Sena do śmietnika. To był zarzut przeciwko nam. Chciano nas odesłać z powrotem do Polski, byśmy nie brali udziału w tych zawodach. Całe szczęście, że gazet z tymi rysunkami nie wyrzuciliśmy, oni ich nie zobaczyli. Powiem uczciwie, razem z kolegą z którym mieszkałem w pokoju, darliśmy je na malutkie kawałki i wyrzucaliśmy do szybu wentylacyjnego, a te, w których porobiłem te rysunki, zjadłem – opowiadał.

Posłuchaj całej rozmowy:

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj