„Grypserzy” i „frajerzy”. Publicyści punktują Donalda Tuska w kontekście reparacji wojennych

(fot. archiwum RG)

Opozycja totalna nie stworzy wspólnej listy do sejmu. Przedstawicielki Lewicy postulowały przyznanie reparacji wojennych Niemcom, Donald Tusk właśnie w tym kontekście określał polityków PiS mianem „frajerów”. W Gdańsku zapadła się ulica Migowska. Po raz kolejny nie odbyła się rozprawa dotycząca zeznań podatkowych Magdaleny Adamowicz. O tym w audycji „Studio Polityka” Piotr Kubiak dyskutował z Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl oraz Andrzejem Potockim z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl.

Donald Tusk wypowiadał się na temat reparacji wojennych i pieniędzy z KPO: „Pan w ogóle z jakiej paki miałby dostać reparacje wojenne?”, „Ja się śmieję z Mularczyka, a pisowscy frajerzy, z nim na czele, biegają z papierami na temat reparacji, a de facto finansują miliardami polskich złotych niemiecką gospodarkę, bo Niemcy wzięli pieniądze z KPO, a my je tam wpłacimy”. Jak byśmy ocenili stosunek Donalda Tuska do reparacji? Rzekomo kiedyś Platforma Obywatelska popierała kwestie związane z odszkodowaniami od Niemiec, ale dzisiaj to stanowisko się diametralnie zmienia. Teraz mówi o tym, że widzi ograniczenia, że osoby, które urodziły się w czasie wojny, mogłyby ewentualnie takie reparacje dostać. Nie widzi natomiast potrzeby, żebyśmy my wszyscy, jako Polska, otrzymali te odszkodowanie – przypomniał prowadzący Piotr Kubiak.

– My wszyscy, „polscy frajerzy” – i człowiek z miasta, Donald Tusk. My wszyscy, doświadczeni przez historię – i Donald Tusk, przez historię niedoświadczony. Mówić o ministrze rządu polskiego, który dźwiga odpowiedzialność związaną z największym dramatem w XX w., który spotkał Polskę, że jest frajerem, może tylko polityk bezczelny, pozbawiony społecznej i politycznej empatii – choć historyk z wykształcenia. To nadaje dodatkowego „blasku” wystąpieniom Donalda Tuska. Tak jakby chciał on dokonać historycznej autodestrukcji. Doświadczenie polskie w zakresie II wojny światowej, w obrębie jej wydarzeń, ma niebywały poziom bólu odłożonego w historii prawie każdej polskiej rodziny – mówił Marek Formela.

– Rodzina babci Donalda Tuska – pani Anny Lipke, koredaktor w gazecie „Zoppoter Zeitung”, która bynajmniej nie sprzyjała Polakom w Wolnym Mieście Gdańsku, tylko była związana ze strukturami NSDAP, a jego sopocki szef Erich Temp brał aktywny udział w przygotowywaniu list proskrypcyjnych Polaków przeznaczonych albo do rozstrzelania, albo do wysiedlenia. To może jest inny fragment polskiej historii, może on jakoś inaczej wpłynął na wrażliwość Donalda Tuska, niż na przykład przypadki mojej rodziny, mojej babci, mojego taty – więźniów Potulic czy Stutthofu. Nie miałbym w sobie takiej odwagi, takiej bezczelności, żeby powiedzieć, że sprawami krzywd, których doświadczyli nasi dziadkowie, nasi rodzice – bo nędza naszych dziadków odbiła się na życiowych szansach naszych rodziców i nas wszystkich – zajmuje się frajer. Donald Tusk tożsamość swojej rodziny określa – co zrobił nawet publicznie w albumie, który wydał jako ostatni –  że oni byli miejscowi, ani Niemcy, ani Polacy. To jest taka mgła, w której on lubi się poruszać i trochę mistyfikować. Żeby jednak powiedzieć komuś „Panie, z jakiej paki panu się należy”? W ogóle pominę już język knajacki, absolwent UG chluby swojej uczelni raczej nie przynosi, posługując się takim językiem na spotkaniach publicznych. To co jest gorsze, denerwujące i trudne do zaakceptowania, to uwaga, iż domaganie się odszkodowania, zadośćuczynienia za zrujnowanie Polski za dwa reżimy – raz bardziej przez jeden, raz bardziej przez drugi – to frajerstwo. Dodatkowo do opisania tego fragmentu historii magister historii UG używa języka grypserów – dodał Formela.

– Donald Tusk nie jest osobą patriotycznie-empatyczną, nie ma tej patriotycznej wrażliwości, natomiast wisi u klamki Berlina i woli dalej stosować narrację niemiecką w kwestii reparacji wojennych, przychodząc tutaj – jak zauważył Marek Formela w wypowiedzi – na pozycję grypsującego. Ja bym się na tym może skupił, chętnie jednak podejmę pałeczkę, jeśli chodzi o tych frajerów, o których mówił prezes PO, zarzucając PiS-owi to, że zamiast brać pieniądze z KPO błądzi i szuka nie wiadomo czego, jakichś odszkodowań i robi to nieudolnie, w związku z tym nie ma żadnych pieniędzy. To nazywa on frajerstwem – takie oddawanie przez głupotę, za darmo czegoś, czego de facto nie trzeba oddawać – tłumaczył Andrzej Potocki.

– Pragnę przypomnieć, że Tusk dokonał totalnej manipulacji, mianowicie to on powiedział, żeby brać pieniądze z KPO, zamiast starać się o jakieś enigmatyczne odszkodowania. Na tym polega cały problem, że on te dwie sprawy łączy, wmawiając ludziom, że to jest lepsze. Mam takie pytanie i każdy myślący człowiek powinien je sobie zadać: dlaczego tych dwóch rzeczy nie traktować równolegle? Potrzebne są nam pieniądze z KPO i należą się nam one jak psu kość, podobnie jak pieniądze za odszkodowania wojenne. Tusk takich ludzi, którzy myślą, którzy chcą dla własnej kieszeni, dla kieszeni własnego kraju lepiej, nazywa frajerami – zauważył Potocki.

– Panie prezesie, ja mam do pana pytanie: skoro pan te dwie rzeczy łączy, to kto tu jest frajerem? Kolega Mularczyk z partii rządzącej, czy pan, jako przywódca partii opozycyjnej, proponując tego typu rozwiązanie, pozbawiając się większej części tych pieniędzy? To jest dopiero podejście autentycznego frajera. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten elektorat, który go słucha, bije mu za to brawo, kompletnie nie myśląc, o czym on mówi. Ten człowiek zwracając się do tych ludzi wyjmuje im po prostu większość pieniędzy z kieszeni, a tych, którzy chcą je do Polski ściągnąć, nazywa frajerami. De facto sam nim jest, bowiem wybiera gorsze rozwiązanie, a zwykłych ludzi po prostu oszukuje i – mówiąc ostatnim językiem Tuska – wali w rogi i robi ich w konia – dodaje.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj