Niemcy zlikwidowały elektrownie atomowe i zabrakło im prądu. „Piłowanie gałęzi, na której się siedzi”

Unia Europejska forsuje kolejne pomysły związane z pakietem „Fit for 55”. Tymczasem premier Mateusz Morawiecki, mówiąc o nieuniknionej transformacji energetycznej, wskazuje na korzyści związane z budową małych elektrowni atomowych. Także Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen, wskazuje reaktory RMS jako rozwiązanie problemów energetycznych i dużą szansę rozwoju dla naszego kraju. Z kolei Niemcy zrezygnowali z „atomu”, co skończyło się… brakiem energii elektrycznej i koniecznością kupowania jej od Francji. Co warto podkreślić, ten francuski prąd produkowany jest w elektrowniach jądrowych. Czy w tym wszystkim jest jakiś sens i logika? Zastanawialiśmy się nad tym na naszej antenie w cotygodniowym, piątkowym programie Studio Polityka”.

Przy radiowych mikrofonach zasiedli Piotr Kubiak i Jarosław Popek, a do dyskusji zaprosili Andrzeja Potockiego z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl oraz Marka Formelę z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl.

– Niemcy utknęły na jakiejś rafie, na którą wprowadził gospodarkę niemiecką, a także myślenie o sprawach publicznych, kanclerz Schröder ogłaszając rozpoczęcie procesu zamykania elektrowni atomowych w Niemczech. Jego następczyni, czyli kanclerz Merkel, proces ten konsekwentnie kontynuowała. W tle doskonałe relacje rosyjsko-niemieckie: było piwo na tarasie, były pogawędki, była przyjaźń – wspominał Marek Formela.

– Przypomnę, że to polityka, za którą dziękował Donald Tusk, który mówił, że to była polityka zbawienna dla Polski i Europy – wtrącił Kubiak.

– Rosja jaka była, taka była, Donald Tusk jaki jest, każdy widzi, nie trzeba tego specjalnie opowiadać. Niemcy utknęły w takiej polityce, którą same sobie narzuciły w zupełnie innych okolicznościach, innych ramach strukturalnych związanych z geopolityką gospodarczą, energetyczną. Nie potrafią się z tego zakleszczenia wydobyć. Miarą tych kłopotów i miarą tego błędu jest błyskawiczny zakup brakującej energii na rynku francuskim, wytworzonej w elektrowniach atomowych. Niemcy ponadto uważają, że Polska tez nie powinna tę energetykę rozwijać i mają różne uwagi, w ramach mechanizmu konsultacyjnego, do budowy elektrowni w Polsce – ocenił Formela.

– Zapowiadane są protesty, zresztą nie tylko w kwestii polskich elektrowni jądrowych, ale też budowa portu w Świnoujściu czy Centralnego Portu Komunikacyjnego też im się nie podoba – zauważył Kubiak.

– My CPK budujemy dużo sprawniej niż był budowany port Willy’ego Brandta pod Berlinem. Przez ileś lat nie można było tego lotniska otworzyć. Być może to też jest jakiś powód do konfuzji niemieckich arystokratów przemysłu i gospodarki. Jednym słowem Niemcy weszły na drogę, która jest drogą dla dobrostanu niemieckich obywateli niezwykle niebezpieczna, niezwykle toksyczna. To się skończy dla tej koalicji ciężką klęską wyborczą i to już w nadchodzących dużych wyborach parlamentarnych. Liczba strajków, protestów płacowych – a związki zawodowe w Niemczech są niezwykle silne i bardzo dobrze zorganizowane – pokazuje, że ta polityka nie będzie akceptowana i moment, w którym ona zostanie całkowicie odrzucona, jest moim zdaniem w horyzoncie najbliższych wyborów parlamentarnych w Niemczech – argumentował redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej”.

– Danielowi Obajtkowi prywatnie takie reaktory do niczego nie są potrzebne, ale są bardzo potrzebne polskiej gospodarce, a co za tym idzie polskiemu społeczeństwu. Ekolodzy już się odzywają, są przeciwko, ale oni biorą pieniądze za krytykę elektrowni atomowych. Oni z tego żyją i to jest ich sposób na życie. Protestowali przeciwko przekopowi Mierzei Wiślanej i generalnie protestują w tych miejscach, gdzie to jest na rękę polityce Moskwy bądź polityce Berlina, ale nie jest to na rękę polityce Polski. Biorą pieniądze od organizacji zachodnich i są wspierani poprzez różne zachodnie towarzystwa ekologiczne. Mocne przełożenia na tych ekologów ma Moskwa, co było widać już w czasach komunistycznych, kiedy w Niemczech był słynny ruch „Atomkraft? Nein, Danke!”, czyli „Siła atomowa? Nie, dziękuję!”. Chodziło o to, żeby zablokować rozwój elektrowni, z których teraz Niemcy nie wiedzieć czemu – to znaczy wiadomo czemu, ale nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek logiką – zamykają te elektrownie. A konsekwencją tego jest to, że na tym zarabia Francja, która sprzedaje im prąd. A to dopiero początek – argumentował Andrzej Potocki.

– Ale tu się nasuwa pewna refleksja, o której jeszcze nie mówiliśmy, a mianowicie to, że Niemcy są przecież potęgą w odnawialnych źródłach energii – podkreślił Kubiak.

– Dlatego ich stać na to, aby wyłączać elektrownie atomowe. Prąd sobie jeszcze kupią, bo mają na tyle rezerwy finansowe – odpowiedział Potocki.

– Mają też dużo prądu z węgla, o czym mówią mimochodem i ukradkiem – zauważył Formela.

– A przy tym rozkręcają jeszcze wydobycie węgla nie tylko kamiennego, ale też brunatnego – oczywiście, ironizując, „bez żadnych szkód dla środowiska” – oskarżając o to samo Polskę, choć w Niemczech ten proceder jest dużo większy niż u nas w kraju. Także po prostu totalny chaos w polityce energetycznej Niemiec, stawianie na ołtarze projektów klimatycznych, które wcześniej czy później – mam nadzieję, że wcześniej – doprowadzą Europę do poważnych kłopotów gospodarczych. To jest takie piłowanie gałęzi, na której się siedzi, w imię dokładnie nie wiadomo czego. Są to bowiem jakieś szaleństwa ideologiczne. Duża część propagandy w Europie Zachodniej jest nastawiona na to, aby przekonywać ludzi właśnie do piłowania gałęzi, na której siedzą. Za to wszystko zapłacą społeczeństwa, zapłacą ci, co mają najmniej pieniędzy. Bo bogaty się wyżywi. Zapłacą za rachunki za prąd, za rozwalenie sobie przemysłu samochodowego, który jest jedną z głównych gałęzi przemysłu w Niemczech, za spowodowanie najpierw recesji, a potem kryzysu w Europie Zachodniej. Bo to wszystko do tego prowadzi. Jeśli ci szanowni państwo w Unii Europejskiej nie widzą, to są po prostu ślepi – wskazywał Potocki.

– Państwa w Europie Zachodniej nie przejmują się, bo jest pakiet „Fit for 55”, w którym są takie rzeczy, że się w głowie nie mieści. Już niedługo będziemy mogli się pożegnać z lotami samolotami, transport ma być dodatkowo opodatkowany… Tylko najbogatsi będą latać. Wiele osób będzie musiało z tego zrezygnować, bo ich nie będzie stać. Jeśli trzeba będzie zapłacić np. kilka tysięcy złotych za przelot do Włoch w 2024 roku, to ci mniej zamożni już nigdzie nie polecą. Te podstawowe rzeczy, które są nam potrzebne, będą bardzo, bardzo drogie i na zbytki nie będziemy mogli sobie pozwolić. Do tego zmierzają te przepisy – mówił Piotr Kubiak.

– Dodajmy jeszcze, że w Parlamencie Europejskim za pakietem „Fit for 55” głosowała cała nasza opozycja. I to jest przerażające. Oczywiście w mediach opozycyjnych nie mówi się głośno o minusach pakietu „Fit for 55”, unika się poruszania drażliwych kwestii, w związku z tym część społeczeństwa polskiego, która nie ogląda innych programów poza stacjami wspierającymi opozycję, nie ma pojęcia o tym, co tam jest szykowane. Ci ludzie żyją w pełnej nieświadomości – podkreślił Potocki.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj