Czwartkowy koncert Paradise Lost w B90 był dobry. Był solidny support, solidna gwiazda wieczoru, ale najlepsza w gdańskim klubie była publiczność.
Zanim przyszedł czas na gwiazdę wieczoru i zanim publiczność rozgrzały dźwięku muzyki, to najpierw zrobił to ogień. A dokładnie Teatr Ognia TARO. Potem przyszedł czas na support. Przed publicznością pojawił się Lucifer. Brytyjski zespół w tym roku nagrał debiutancki album, który promuje podczas trasy u boku znanych metalowców.
Zespół Lucifer/ Fot. Radio Gdańsk/ Anna Polcyn
BYŁY STARE HITY I NOWE KAWAŁKI
Na koncert Paradise Lost trzeba było nieco poczekać. Występ został opóźniony przez rzesze fanów, które cały czas „wlewały” się do klubu. Organizatorzy zadbali, aby nikt nie stracił tego, za co zapłacił.
Po 20 minutach oczekiwania stało się. Na scenę weszła piątka muzyków. I choć Baner za zespołem sugerował, że będzie to koncert promujący głównie ostatni album, to w praktyce dostaliśmy muzyczną mieszankę. Usłyszeliśmy „The Painless” z płyty „Gothic” z 1991 roku oraz „As I die” z albumu „Shades of God” z 1992 roku. Z najnowszego krążka „The Plague Within” muzycy zagrali m.in. „Terminal” i „Victim of the past”. Z tego wydawnictwa pochodzi także „Flesh from bone”. Jak przyznał wokalista Paradise Lost Nick Holmes – To najszybsza piosenka jaką stworzyliśmy. Kontrą do niej był wolny, ale oczywiście zachowany w konwencji metalowej utwór „Beneath Broken Earth”.
Zespół Paradise Lost/ Fot. Radio Gdańsk/ Anna Polcyn
PUBLICZNOŚĆ ZACHWYCONA
A co na taki zestaw publiczność? – Najbardziej podobały mi się kawałki z ostatniej płyty, przyznał Krzysiek. – Było świetnie. Jestem pierwszy raz w tym klubie i jestem zachwycony nagłośnieniem, dodał Bartek. – Jestem rozżalona, że nie grali dłużej, ale było i tak świetnie, mówiła Elżbieta. Podobny niedosyt koncertowy odczuwał Piotr – Mieli jeszcze tyle materiału, nie zagrali wielu hitów. Szkoda.
TANIEC, POGO, SZALEŃSTWO
Podczas koncertów metalowych zawsze podziwiam jedno – publikę. Ludzie na występy przychodzą nie po to, żeby oglądać koncert przez szybkę smartfona w trakcie nagrywania, bądź co bądź kiepskiej jakości filmiku, ale by się bawić. Tańczyć, pogować, zdzierać gardła podczas śpiewania i starać się o zakwasy na karku w trakcie wymachiwania głową. I to była najmocniejsza strona czwartkowego koncertu.
Anna Polcyn/mmt