W metaforze: Kazimiera Iłłakowiczówna „Nie-kolęda”

Optyka wiersza Kazimiery Iłłakowiczówny „Nie-kolęda” zupełnie różni się od tradycyjnych kolęd. O tym informuje nas już sam tytuł. Utwór omija tradycję, a może próbuje ją ożywić, mówiąc o niespodziewanym cudzie, jakiego doświadcza styrany życiem przybłęda i żebrak.

– Ten, w sensie literackim, antybohater, a w wymiarze ewangelicznym zagubiona owca, trafia do Betlejem przypadkiem – tak mu się przynajmniej wydaje. Na widok dzieciątka wpada w zachwyt tak wielki, że zapomina słów kolęd. Zapomina ich również poetka, ustawiając się tym samym po stronie przybłędy i upominając o autentyczność przeżycia religijnego – mówił Tadeusz Dąbrowski.

Kazimiera Iłłakowiczówna „Nie-kolęda”

Nie wyjdzie z tego kolęda.
Obcy przybłęda
szedł, i nic nie wart był, i nic już nie chciał,
zużyty, ot, na kształt wiechcia…
Słońce czy deszcz — było mu wszystko jedno:
niczym, nikogo nie jednał,
i nikt mu nic dać nie mógł ani też odebrać.
Ot, żebrak.
Tak szedł… I w szalejącą grudniową zawieję
trafił, choć mu o to nie szło,
nie do aresztu, ale do Betlejem.
Tam wśród aniołów śpiewania i bydlątek ryku
obok pastuchów przystanął w kąciku
i patrzył na Dzieciątko, patrzył, ludzie moi,
i pewnie, gdy to piszę, dotychczas tam stoi,
wpatrzony i wsłuchany — jak jak! — i jak ja
zapomniał kolęd.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj