Każdy ma inny charakter. Najważniejsze są dla nich: przyjaźń i wspólne działanie w obronie lasu, w którym mieszkają. W gdańskim Teatrze Miniatura w niedzielę odbyła się premiera bajki „Siedmiu krasnoludków”, która odbiega od klasycznej wersji. Współczesną adaptację baśni braci Grimm przygotowała Agnieszka Kochanowska, która puściła wodze fantazji i zbudowała swoją opowieść. Królewna Śnieżka nie jest tu najważniejsza, nie jest też delikatną ślicznotką, która po skosztowaniu jabłka zasypia. Autorka adaptacji postawiła na krasnoludków. Każdy ma inny charakter i inny strój. Ich ubrania zostały stworzone… z odpadków, które można znaleźć w lesie. Jasiek (w tej roli Jakub Ehrlich) ma na sobie gazetę, strój Wieśka (Jacek Gierczak) to zużyta puszka, a kartonik po mleku ubrał Czesiek (Agnieszka Grzegorzewska). Najbardziej klasycznym krasnalem jest odgrywający główną rolę w tej ferajnie Roman (Andrzej Żak), który ma na sobie jasnożółty kubraczek i zieloną stożkową czapkę.
Siedmiu głównych bohaterów walczy o las, który zgodnie z królewskim postanowieniem ma być ujednolicony: będą tu asfaltowe drogi, a krasnoludki mają „popylać w czerwonym”, czyli ubrać czerwone kubraczki. Buntują się przeciw temu i szukają różnych rozwiązań, które mają doprowadzić do jednego – wszystko ma zostać tak jak jest, bo „las jest nasz”. Głównie Roman reprezentuje krasnoludków podczas ich misji i to on sprowadza Królewnę Śnieżkę, która będzie ich zakładnikiem.
W bajce pojawiają się nowe postacie – jak królewski stylista Paolo, którego uroczą i śmieszną postać stworzyła Edyta Janusz-Ehrlich i spersonalizowane Lustro (Wioleta Karpowicz), które jest autorem głównego zamieszania. Są także nieznane w klasycznej wersji miejsca, np. klinika urody, w której „produkuje się” idealne dziewczyny według jednego schematu. Nawet diabła jest w stanie przerobić na ideał przypominający lalkę Barbie, który nie ma już własnych poglądów.
Poza niezwykłą fabułą uwagę małych widzów przykuwa scenografia Michała Dracza. Korzysta z wielu rozwiązań proponowanych przez teatr lalki: są kukły, tamareski (przywiązane do szyi aktora) i ogromne lalki planszetowe (biało-czarne duże rysunki animowane przez aktorów). Każdy krasnoludek pojawia się w trzech wersjach – małej kukiełki, tamareski i grany przez aktora. Reżyser Michał Derlatka chciał pokazać, że małe krasnoludki, z którymi mogą utożsamić się dzieci, potrafią zmieniać świat wielkich i teoretycznie silniejszych ludzi. Muzyka nawiązuje do znanych melodii, jest współczesna i rytmiczna, łatwo wpadająca w ucho. Przygotowała ją trójmiejska animatorka kultury i djka Sówka Sowińska wraz z muzykami z zespołu Żółte Kalendarze: Kiebzakiem-Górskim i Brożkiem.
Najnowsza premiera Teatru Miniatura to powrót do tradycji tej sceny, czyli przedstawień dla dzieci. Twórcy polecają „Siedmiu krasnoludków” widzom od lat pięciu. Dzieci w tym wieku jednak nie wychwycą wszystkich szczegółów, polecam spektakl uczniom szkoły podstawowej. Dorośli towarzyszący najmłodszym z pewnością też będą się bawić, bo część aluzji jest przeznaczona dla nich. Premierowa starsza widownia śmiała się z innych żartów niż ta dziecięca. Spektakl ma sporą dynamikę i potrafi przykuć uwagę wymagającego, kilkuletniego widza.
„Siedmiu krasnoludków” to opowieść o tym, że mały człowiek działając w grupie może osiągnąć cel. Choć zdarza mu się popełniać błędy, to paczka przyjaciół mu pomoże. Ponadto nie szata zdobi człowieka, tylko jego charakter. A wygląd przypominający lalkę Barbie zabija indywidualizm.