W tym wydaniu kulinarnego smakosza odkrywamy kolejne zakątki (trójmiejskiego) świata. Czeka nas pozornie długa podróż na dzikie azjatyckie tereny. Chcemy posmakować prawdziwie orientalnych przysmaków kuchni chińsko-indyjsko-tajlandzkiej. Aby nasze podniebienia znalazły się na drugim końcu świata, wcale nie musimy wydawać fortuny na wycieczkę do Azji. Wystarczy udać się do centrum Gdyni, do restauracji HAOS, która specjalizuje się właśnie w kuchni orientalnej.
Już zbliżając się do lokalu widać, że w środku znajduje się sporo ludzi i może być problem ze znalezieniem wolnego stolika. Cóż, w końcu niedzielne popołudnie, więc nie dziwi, iż wiele osób woli wybrać się do restauracji, niż samemu gotować. Całe szczęście znaleźliśmy wolny stolik i powoli przygotowujemy się do naszej orientalnej przygody.
DUŻE OKNA NA ŚWIAT
Pierwsze, na co należy zwrócić uwagę, to wystrój: duże okna przy wejściu zapewniają sporo słońca, które, mimo dosyć ciemnej kolorystyki lokalu, rozpromienia pomieszczenie w nadzwyczaj przyjemny sposób. Ciemnej barwie restauracji kontrast nadają liczne lampki, które, mieniąc się z rozmaitych kolorach, barwnie rozświetlają wnętrze. Widok ten nadaje bardzo jednoznaczne skojarzenia z ulicami Bangkoku w nocy – ciemnymi, jednakże rozświetlonymi przez całe multum sloganów, banerów czy innych jaskrawych reklam. Dodatkowo dużo roślin, zwisających nad głowami gości, dodaje dodatkowego smaczku i sprawia, że naprawdę możemy myślami znaleźć się tysiące kilometrów od miejsca, w którym faktycznie przebywamy.
fot. Haos
POTRAWY W WERSJI „HOT”
Po zajęciu miejsc na eleganckich drewnianych krzesłach, przyszedł moment na zapoznanie się z menu. Lista dań, jaką oferują kucharze jest naprawdę imponująca. Zawiera dużych ciekawych pozycji, a wybór naprawdę nie jest łatwy. Niektóre danie możemy zamówić w 4 wersjach: z krewetkami, z kurczakiem, z wołowiną czy z tofu, co gwarantuje, że każdy znajdzie tutaj coś pasującego do własnych upodobań.
Przy każdej pozycji w menu znajdziemy również mały napis, informujący o ostrości dań. Przy tych bardziej pikantnych widnieje napis „spicy”, a przy tych naprawdę ostrych „hot”, dzięki czemu fani „piekła w gębie” łatwiej znajdą szukaną przez siebie potrawę, a osoby, które za ostrym raczej nie przepadają, będą wiedziały czego unikać.
RAJ DLA FANÓW HERBATY
Dodatkowo w HAOS’ie istnieje również bardzo ciekawa karta herbat, w której znajdziemy około 10 pozycji, wraz z dokładnym opisem smaku oraz pochodzenia. Prawdziwa gratka dla fanów dobrej herbaty! Po pewnych wahaniach, nasz wybór padł na białą herbatę jaśminową, pochodzącą z Tajwanu, którą kelner zaserwował w bardzo stylowym imbryczku oraz dwóch mniejszych kubeczkach. Wyglądało to naprawdę dobrze. Popijając bardzo smaczny wywar i czekając na danie główne, mamy możliwość obserwowania tego, co kucharze w HAOS’ie wyczyniają.
Za dużą szybą za barem, umiejscowione są kuchenki, na których, przy pomocy wok’ów, czyli głębokich tradycyjnych patelni oraz buchającego ognia, możemy przypatrzeć się w jaki sposób powstaje nasz obiad.
fot. Haos
CZY TO ZUPA?
W naszym przypadku wybór padł na Dakgalbi oraz Tikka Masala. O ile to drugie danie, czyli pierś z kurczaka z cebulką w kwaśnym sosie śmietanowo-pomidorowym jest dosyć popularne w Polsce, o tyle ja osobiście pierwszy raz spotkałem się z pierwszą pozycją.
Dakgalbi to marynowana pierś z kurczaka, serwowana w ostro-słodkim sosie limonkowym z dodatkiem warzyw oraz ryżu jaśminowego. Sposób podania obu dań budzi uznanie. Indyjskie Tikka Masala serwowane było w przykrytej miseczce dla utrzymania odpowiedniej temperatury, przez co w pierwszej chwili wpadliśmy w lekką konsternację, czy to przypadkiem nie jakaś zupa. Jak się jednak okazało, w potrawie, przypominającej pomidorową, odnaleźć można było pozostałe składniki. Natomiast kurczak w ostro-słodkim sosie limonkowym podany został w głębokim talerzu. W obydwu przypadkach ryż był podawany w osobnej miseczce.
fot. Haos
TRADYCYJNIE – PAŁECZKAMI
Walory smakowe również nas nie zawiodły. Obie potrawy były bardzo smaczne, odpowiednio przyprawione. W przypadku Dakgabli najbardziej urzekł mnie fakt, iż mimo ostrości tej potrawy można było idealnie wyczuć pozostałe smaki – ostrość ich nie zabijała, co niestety jest coraz częściej spotykane. Nie gorzej było z kurczakiem w sosie śmietanowo-pomidorowym. Danie było bardzo smaczne, aromatyczne, a kwaskowatość podkreśliła orientlaność tego dania.
fot. Haos
Podsumowując, HAOS jest z pewnością miejscem nietuzinkowym. Aranżacja wnętrza, sposób podania potraw, jak i same jedzenie sprawiają, że możemy się poczuć magicznie. Ciekawy wystrój, wiele elementów, nawiązujących do orientalizmu i dalekiego wschodu, licznie obecna rośliność czy neonowe lampki, dodające klimatu niczym na Khao San w Bangkoku, sprawiają, że już na samym wejściu można się poczuć jak w zupełnie innej części świata. Również wszelkiego rodzaju naczynia, półmiski, kubki czy serwowanie pałeczek do obiadu utwierdza nas w przekonaniu, że faktycznie można w Polsce stworzyć miejsce, oddające klimat dzikiej Azji.
Z penowścią jest to lokal wart odwiedzenia i zasmakowania w nieokiełznanych azjatyckich smakach, które na pewno szybko się nie znudzą, a co wiecej, na dlugo pozostaną w naszej pamięci.
fot. Haos
Jeżeli natomiast chodzi o ceny, to musimy się liczyć z nieco większym wydatkiem niż w pierwszym lepszym „chinolu” na rogu, ale nie powiedziałbym, że ceny są wygórowane. Za danie zapłacimy od 25 do 40 zł, ale będzie to dobry jakościowo oraz smaczny obiad, więc to akceptowalna cena i nie mamy wrażenia, że były to źle wydane pieniądze.
A dodatki? Herbatę możemy zamówić albo w małym imbryczku, albo dużym. Gdy jesteśmy w kilka osób dobrym rozwiązaniem jest wzięcie imbryczka większego. Koszt to 16 zł., a ciepłej herbaty wystarczy spokojnie dla 3 osób. Koszt małego imbryczka to 9 zł.