Amber Gold, czyli ślepota po gdańsku [OPINIA]

Trzy dni przesłuchań przed komisją ds. Amber Gold prowadzą do przykrego wniosku – w Gdańsku bezprawnie działająca spółka wykorzystywała każdą okazję, by przekonać o swojej wielkości. I udawało jej się to znakomicie.

W sprawie relacji Amber Gold i jej kierownictwa, w szczególności Marcina P., z politykami i przedsiębiorcami kluczowa data to 30 października 2009 r. Nie rok 2011, nie rok 2012, ale wiele, wiele miesięcy wcześniej. Tego dnia Amber Gold została wpisana na listę ostrzeżeń publicznych KNF. Urząd działa oficjalnie, jest uprawniony do wydawania takich ostrzeżeń. Każdy zainteresowany może od tego dnia dowiedzieć się, że działalność spółki budzi uzasadnione, poważne wątpliwości.

To oficjalne ostrzeżenie nie tylko dla klientów, ale też partnerów biznesowych i polityków. Po 30 października 2009 r. nikt nie może z czystym sumieniem powiedzieć, że „nie wiedział”. Bo od tego dnia „mógł wiedzieć”, a w poważnych sprawach nawet „powinien wiedzieć”. I nie ma żadnego usprawiedliwienia dla niewiedzy. W tym przypadku niewiedza jest równoznaczna ze zwykłą, bardzo szkodliwą naiwnością.

NAIWNOŚĆ CZY ŚLEPOTA?

Amber Gold widnieje więc na liście ostrzeżeń publicznych, a czas płynie – 2009, 2010, 2011, 2012… W tym czasie prokuratura robi skandalicznie mało, ale znalezienie w internecie informacji dot. ostrzeżenia publicznego to kwestia poświęcenia 2 minut i użycia najpopularniejszej wyszukiwarki świata, czyli Google’a.

W tym czasie jednak część gdańskich elit jest ślepa. Przedsiębiorcy traktują Marcina P. jako potencjalnego zbawcę linii lotniczych. Podczas spotkań u przedsiębiorcy Mariusa Olecha kreśli się wizje biznesowe z Marcinem P. w roli głównej.

Amber Gold od niemal 3 lat „kwitnie” na liście KNF, a Paweł Adamowicz (lub urzędnicy działający w jego imieniu) typują Amber Gold jako sponsora filmu kręconego przez Andrzeja Wajdę. Iść po kasę do instytucji wykonującej czynności bankowe bez zezwolenia to naprawdę skandaliczny manewr. Nie podoba się słowo „skandaliczny”? Niech będzie inaczej – „skrajnie naiwny”.

Pracownicy gdańskiego zoo (jednostka samorządowa), też idą po pieniądze do Marcina P. I dostają.

Na lotnisku mamy show z ciągnięciem samolotu należącego do OLT. Na zdjęciu w pierwszym rzędzie Paweł Adamowicz.

Aby wyśledzić, że OLT jest personalnie powiązane z Amber Gold trzeba znowu poświęcić 3 min. Tu warto użyć przeglądarki danych KRS. Tam wszystko widać – czarno na białym. Znowu przerysowuję. Kilka lat temu KRS lepiej było przeglądać w wersji „analogowej”, w sądzie. To nie są 3 min. To powiedzmy – 10 godzin roboty. Ale widać wszystko jak na dłoni. Powiązania personalne, brak sprawozdań finansowych. Jak się wydaje, nikt z gdańskiego magistratu tej prostej czynności nie wykonał. W efekcie Marcin P. i Amber Gold ciągle byli traktowani jak poważny podmiot i poważna osoba.

SKRAJNIE NAIWNI CZY OŚMIESZENI PRZEZ ROZDZIELNIK?

Co w pierwszej połowie 2012 r. widzi przeciętny Polak? Miasta obwieszone plakatami Amber Gold. Informacje o sponsorowaniu imprez i wydarzeń. Marcin P. jako poważny sponsor filmu o Lechu Wałęsie. Marcin P. jako gość na imprezach organizowanych przez Gdańsk.

Paweł Adamowicz zarzeka się, że nie promował Marcina P. Paweł Adamowicz może w to nawet głęboko wierzyć. Ale sekwencja wydarzeń była taka, że Marcin P. bezwzględnie wykorzystał Pawła Adamowicza i ówczesne władze Gdańska do promowania i uwiarygadniania siebie i swojego biznesu. A ze strony miasta nikt nie przerwał tego żenującego procederu. Prezydent Adamowicz mówił, że firmy do sponsorowania zapraszano „z rozdzielnika”. Tak samo rozsyłano zaproszenia np. na imprezy sportowe w ramach „podziękowań”. Szkoda, że nikt tego rozdzielnika w Gdańsku nie weryfikował. Wstydu byłoby mniej.

Tłumaczenia się Pawła Adamowicza przed komisją brzmią niewiarygodnie. „Nie wiedziałem”, „nie było wiadomo”.

Było wiadomo. Amber Gold od 30 miesięcy wisiał na liście ostrzeżeń publicznych. W mieście zatrudniającym setki urzędników nikt nie odważył się powiedzieć „sprawdzam”, albo „król jest nagi”. Bo nikt „króla” Marcina P. nawet nie sprawdził. I na tym polega prawdziwy skandal.

 

Po publikacji felietonu otrzymaliśmy następujące wyjaśnienie z gdańskiego zoo:

To szefostwo Amber Gold zabiegało o spotkanie z dyrektorem ZOO lub gł. księgową aby omówić przekazanie darowizny. Firmie bardzo zależało na szybkim spotkaniu / luty / aby zdążyć przed koniecznością rozliczeń podatkowych. Nie zaprzeczam, że szef firmy osobiście przyjechał do ZOO. Ale to Amber Gold, było pomysłodawcą i inicjatorem przekazania darowizny dla ogrodu…

Michał Targowski
dyrektor

Artur Kiełbasiński

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj