Mocna tradycja po słupsku [OPINIA]

Nieruchomość z tradycjami. Tak wystawiony na sprzedaż budynek przy ulicy Kilińskiego reklamuje na swoich stronach Urząd Miejski w Słupsku. Mocne hasło. Budynek rzeczywiście ma tradycje. Tyle, że mroczne i krwawe. Z NSDAP, NKWD i UB w tle. Obiekt w obecnym kształcie powstał w połowie XIX wieku. Mieścił się tam lazaret (czyli krwawo już jest), ale później niestety było już tylko gorzej. I to przez długi czas.

– W latach 30. i 40. na pewno nie było tam szpitala. Moim zdaniem obiekt podlegał pod NSDAP, bo partia nadzorowała różne służby i działalność wielu instytucji. Na pewno w budynku obok, dzieląc podwórko, działało Hitlerjugend i BDM. Czy zajmowali oba budynki? Trudno mi osądzić, brak mi wszystkich dokumentów – mówi znawca historii Słupska Tomasz Urbaniak.

W marcu 1945 roku do miasta bez większych przeszkód wchodzi Armia Czerwona i wraz z nią NKWD. Budynek przechodzi we władanie siepaczy z czerwoną gwiazdą na czapkach, którzy wszędzie widzą szpiegów i wrogów komunizmu.

To częsta praktyka Sowietów. Przejmują gotowe areszty i urzędy, które nie uległy zniszczeniu w wyniku działań wojennych. Wieszają tylko zamiast swastyk czerwone gwiazdy i sztandary.

Potem obiekt przejmuje Urząd Bezpieczeństwa. Wykorzystuje go tak samo. Do więzienia niewinnych i katowania ludzi wymuszając na nich zeznania ujawniające rzekome spiski, knowania i działania „Werwolfu”. Słowem – katownia. W grudniu 1946 z aresztu na Kilińskiego uciekło 300 więźniów. Bezpieka sporą ich część podobno wyłapuje. Co się stało z uciekinierami i złapanymi, nie do końca wiadomo.

Niektórzy lokalni historycy uważają, że to, co się działo w budynku, wymaga osobnego zbadania, a nawet wykopalisk na sąsiednich podwórkach. W końcu lat 90. spod ziemi przypadkowo wygrzebywano szczątki ludzi. Może pochodzą z czasów, gdy w pobliżu chowano ofiary licznych pomorów, a może z ciemnych lat 40. ubiegłego wieku. Nikt tego szczegółowo nie badał.

Wracając do losów budynku, to w latach 90. mieściło się tam liceum. Nie wiem, czy ktoś młodzieży licealnej opowiadał, jaką przeszłość ma ich „buda”. Ale szkoła była.

Pewnie stąd ktoś w urzędzie miasta wpadł na pomysł przypisania sprzedawanej nieruchomości dopisku z „tradycjami”. I pewnie dałoby się to jakoś obronić. Tyle, że od 2007 roku na budynku wisi tablica poświęcona ofiarom nazizmu i komunizmu, którzy byli tam więzieni, prześladowani i torturowani. Tracili tam zdrowie i życie.

– Hasło uważam za mocno niefortunne. Może lepiej byłoby napisać, że budynek z niezwykłą historią, bo tradycja w tym przypadku naprawdę kiepsko brzmi – mówi pytany o opinię Tomasz Rosiński, prezes Towarzystwa Odkrywców w Słupsku. To z inicjatywy tego gremium na budynku pojawiła się pamiątkowa tablica, a co roku 1 listopada „Odkrywcy” palą znicze pamiętając o ofiarach nieludzkich systemów faszyzmu i komunizmu, które za nic miały życie ludzkie.

I tak oto jesteśmy w roku 2017. Słupsk szuka pieniędzy i wyprzedaje nieruchomości. Nie oczekuję od urzędników znajomości historii miasta w detalach. To hobby dla pasjonatów i świrów na punkcie Słupska, jak Tomasz Urbaniak czy trochę ja.

Ktoś jednak nieruchomość oglądał, mierzył, opisywał do przetargu. Trzeba mieć naprawdę dużo złej woli, by tej tablicy poświęconej ofiarom nie zauważyć. Jest umieszczona na froncie budynku. Inaczej niż niewiedzą nie potrafię sobie wytłumaczyć takiego zestawienia tej nieruchomości z hasłem, które ma ten budynek reklamować ewentualnym kontrahentom.

Choć z drugiej strony słyszałem pragnienia władz miasta zrobienia wykopalisk na placu Zwycięstwa (do końca XIX w. było tam bagno zasypane piaskiem z dzisiejszego stadionu 650-lecia), to może i krwawa tradycja znajdzie nabywcę.

Mam nadzieję, że ktoś się opamięta i zmieni ten fatalny tytuł na oficjalnej stronie miasta. Nie dlatego, że coś tam napisałem. Z szacunku dla tych, którzy nie mogą w tej sprawie zabrać głosu.

 

Przemysław Woś

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj