Piłkarze Lechii Gdańsk przegrali z Koroną Kielce 0:5 w meczu kończącym 14. kolejkę piłkarskiej ekstraklasy. – Musimy wrócić w defensywie do podstaw, bo tracimy bramki przez brak koncentracji i brak odpowiednich decyzji – perorował na pomeczowej konferencji trener Lechii Gdańsk Adam Owen. – W przerwie nie dokonałem zmian zawodników, bo zmieniliśmy taktykę i sposób gry. Inaczej miał funkcjonować nasz środek pola – kontynuował, jakby nic się nie stało.
Tymczasem na trybunach pędzą ostatnio żywot Sebastian Mila i od niedawna Milos Krasic. Ten pierwszy został tam „przyspawany” przez poprzedniego szkoleniowca. Teraźniejszy kontynuuje „światłą myśl” poprzednika, dziś w randze dyrektora sportowego. Tymczasem drużyna nie ma reżysera, trudno zresztą także dostrzec jakiś scenariusz w poczynaniach gdańszczan. Jeśli Krasic i Mila nie łapią się do „18” meczowej, to rzeczywiście Lechia kadrowo jest naprawdę mocna, bo niewiele jest w polskiej lidze zespołów, którym nie przydaliby się tacy piłkarze.
Lechia to w ostatnim czasie miejsce hamowania karier. Mila, Krasic i Wojtkowiak konsumują intratne kontrakty. Trudno się dziwić. Po „30” świata już nie podbiją, a rodzinie przyszłość trzeba zabezpieczyć. Ci, co mają jeszcze jakieś ambicje – odchodzą. Chrapek, Mak, Pawłowski, wkrótce pewnie także ci, którzy siedzą na ławce, znajdą lepsze niż Gdańsk miejsce do rozwoju kariery.
Trener Adam Owen odpowiadał wcześniej za przygotowanie fizyczne piłkarzy. Robotę ewidentnie sfuszerował, bo wszyscy w lidze biegają szybciej. Teraz ma jeszcze ustawić grę. Efekt jest taki, że piłkarzom grozi „ustawka” z kibicami, który postawili ultimatum. Ostatnia szansa to piątkowe derby.
Tu nie idzie już tylko o „dobre imię”, tradycje, grę na miarę budżetu i rzetelność w wykonywaniu pracy, za którą dostaje się niezłe pieniądze, ale o ucieczkę z zagrożonej strefy. W razie porażki w Gdyni pierwszą rundę Lechiści mogą zakończyć na „haniebnym” z perspektywy Gdańska miejscu spadkowym.
Włodzimierz Machnikowski