Góry prowokują i uczą pokory. Żeby zdobyć szczyt trzeba być bezczelnym. „Damy jej popalić” – tak zwykle mówią alpiniści, gdy ruszają na wyprawę, a potem zakładają kolejne obozy. Emocje stygną z upływem dni, na coraz większych wysokościach, gdzie powietrze jest coraz rzadsze i zaczyna brakować tlenu, a kilkudziesięciostopniowe mrozy bolą coraz bardziej.
PO CO TO WSZYSTKO ?
„Kto zadaje takie pytanie, ten nie będzie w stanie zrozumieć odpowiedzi” – usłyszałem kiedyś od chłopaka, który swój rekord dopiero „zawieszał” na wysokości 5 000 metrów.
Od tamtego momentu przestałem pytać i tylko próbowałem ogarniać rozmiary wielkich wyczynów i wielkich tragedii. Bo w górach wysokich nie ma rzeczy małych. Z Nanga Parbat nie wracał co drugi potencjalny zdobywca. Od ścian wiodących na sąsiednie szczyty odpadali tacy mistrzowie jak Jerzy Kukuczka i Artur Hajzer. Ten drugi w 1989 roku zdołał sprowadzić z Mount Everestu Andrzeja Marciniaka – jedynego ocalałego z tragicznej wyprawy, z której nie wróciło pięciu pozostałych uczestników.
OSTATNI RAZ NIE ISTNIEJE
22 lata temu Marciniak zdołał wejść nową drogą na Annapurnę. Potem obiecał rodzinie, że nie będzie się już więcej wspinał.
Zginął 13 lat później w Tatrach odpadając od ściany razem z blokiem skalnym, który go przygniótł.
GÓRSKI DEKALOG
Pięć lat temu jeden z największych sukcesów w historii polskiego alpinizmu skończył się jedną z największych tragedii. Po pierwszym zimowym wejściu na Broad Peak, zejść nie zdołali Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka. Ten drugi – zdobywca pięciu ośmiotysięczników, artysta i ratownik TOPR – podobno nie chciał zostawić młodszego o prawie 30 lat, 28-letniego zaledwie Tomasza Kowalskiego.
Uczestnikiem tamtej wyprawy był także Adam Bielecki, ten sam, który z Denisem Urubko dokonał prawdziwej szarży, ratując życie Elisabeth Revol.
W szczelinie na wysokości 7 200 metrów pozostał Tomasz Mackiewicz, któremu wystarczyło sił, by spełnić wielkie marzenie i zdobyć „Nagą Górę”, która wcześniej opierała się aż sześć razy. Zabrakło jednak mocy, by zejść na dół i przeżyć.
Wyprawą na Broad Peak z 2013 zajęła się specjalna komisja powołana przez Polski Związek Alpinistyczny. Wskazano błędy podczas ataku na szczyt, brak taktyki wejścia, utratę kontaktu i rozdzielenie członków wyprawy. Negatywnie oceniono szczególnie postawę Adama Bieleckiego.
– Ja sobie wtedy psychicznie z tamtą sytuacją nie poradziłem – przyznał człowiek, który teraz uratował życie Elisabeth Revol.
Nie ma co mówić o rehabilitacji, zadośćuczynieniu czy odzyskaniu „dobrego imienia”.
W górach wszystko jest inaczej i nie nam, ludziom z „poziomu morza” oceniać zachowania i reakcje tych, którzy ze śmiercią pod rękę czynią coś, czego inni nie są w stanie pojąć. Adam Bielecki udowodnił, że życie drugiego człowieka jest dla niego równie ważne jak własne.