Hejt wobec lekarzy nie ogranicza się dziś już do anonimowych komentarzy w sieci – coraz częściej przenika do gabinetów, wpływa na atmosferę pracy oraz niszczy zaufanie w relacji z pacjentem. Wystarczy jedna krzywdząca opinia, by podważyć lata doświadczenia i zaangażowania. Co stoi za tą falą frustracji i jak radzi sobie z nią środowisko medyczne?
Hejt w medycynie – nowe, ale realne zjawisko
Jeszcze niedawno lekarze byli jedną z najbardziej poważanych grup zawodowych. Dziś, obok wyrazów wdzięczności, coraz częściej spotykają się z… hejtem. Złośliwe komentarze w mediach społecznościowych, nieprawdziwe wpisy na forach, gwiazdki na portalach opinii – to wszystko tworzy nowy wymiar presji, z którą muszą się mierzyć.
Hejt to nie konstruktywna uwaga, lecz emocjonalny atak – bolesny i niszczący, mimo że nie zostawia fizycznych śladów. Może ranić głębiej niż agresja w gabinecie, uderzając w poczucie wartości i sens wykonywanej pracy. Czasami jest to jedna z najtrudniejszych form przemocy, z którą mierzą się dziś lekarze – niespodziewana, a zarazem destrukcyjna.
Wielu lekarzy przyznaje, że potrafią zrozumieć krytykę, szczególnie gdy wynika z niedosytu informacji czy niepokoju pacjenta. Problem pojawia się wtedy, gdy anonimowe osoby celowo szkalują nazwisko, podważają kompetencje lub publikują nieprawdziwe historie. A wszystko to bez możliwości obrony czy sprostowania.
Skąd bierze się fala negatywnych komentarzy?
Przyczyn hejtu wobec lekarzy jest wiele, ale wspólnym mianownikiem jest rozczarowanie – nie zawsze uzasadnione, często wynikające z niezrozumienia roli lekarza w systemie, który sam działa na granicy wydolności. Gdy pacjent nie otrzymuje natychmiastowej pomocy lub nie usłyszy oczekiwanej diagnozy, łatwo przekierowuje frustrację na osobę w białym fartuchu.
Swoje dokłada internet – przestrzeń, gdzie każdy może wystawić opinię, niezależnie od tego, czy rzeczywiście był pacjentem. – Zdarzało mi się czytać o sobie rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły. Najgorsze, że takie opinie bywają dla pacjentów bardziej wiarygodne niż fakty – przyznaje dr Żanna Pastuszak. – Ludzie zapominają, że za ekranem komputera stoi drugi człowiek – z emocjami, zmęczeniem i realną odpowiedzialnością – dodaje specjalistka.
Hejt napędzają też popularne mity: że lekarze „nie chcą leczyć”, albo że „mają układ z farmaceutami”. To narracje, które łatwo się klikają, ale trudno je odkręcić. A każda taka opinia działa jak drzazga – z pozoru drobna, ale bolesna i trudna do usunięcia.
Jak hejt wpływa na codzienną pracę lekarzy?
Hejt nie kończy się na ekranie smartfona. Często zostaje w głowie. Z pozoru „tylko komentarz” potrafi odebrać pewność siebie, podważyć decyzje zawodowe, a nawet sprawić, że lekarz zaczyna cenzurować własne słowa w gabinecie. Zamiast skupić się na diagnozie, myśli o tym, czy jego sposób bycia nie zostanie źle odebrany.
– Zaczynasz się zastanawiać: czy to, co powiem, nie zostanie wyrwane z kontekstu i wrzucone do internetu? To nie sprzyja ani leczeniu, ani zaufaniu – dzieli się swoją opinią dr Żanna Pastuszak.
Długofalowo hejt potrafi wypalić zawodowo bardziej niż nadmiar dyżurów. Lekarze zaczynają rozważać rezygnację z pracy w placówkach medycznych, unikają trudnych tematów, boją się podejmować decyzje.
Dla młodych lekarzy to szczególnie trudne. Wchodzą do zawodu pełni pasji i zaangażowania, ale zderzenie z hejtem potrafi skutecznie ostudzić zapał. Gdy już na początku kariery ktoś publicznie kwestionuje ich kompetencje lub przypisuje im złe intencje, łatwo o poczucie niesprawiedliwości i rezygnację. To zresztą problem systemowy – bo jeśli kolejne pokolenia medyków będą zniechęcane do zawodu, kto nas będzie leczył za 10-20 lat?
Czy da się obronić przed hejtem?
Nie chodzi o to, by lekarze byli bezkrytycznie chwaleni. Każdy profesjonalista powinien przyjmować informację zwrotną i dążyć do poprawy. Ale hejt to nie konstruktywna krytyka – to cios wymierzony personalnie, często anonimowo i bez kontekstu. A jego skutki widać nie tylko w gabinecie, ale i w szpitalnych statystykach odejść z zawodu.
Choć internetowa nagonka bywa bezlitosna, lekarze nie są wobec niej bezbronni. W przypadku pomówień czy fałszywych oskarżeń możliwe jest dochodzenie swoich praw na drodze cywilnej lub karnej – np. w oparciu o przepisy dotyczące zniesławienia. Problem w tym, że niewielu decyduje się na ten krok. Zwykle brakuje czasu, energii i wiary, że cokolwiek się zmieni.
– Lekarze często wolą milczeć niż wdawać się w dyskusję. Ale milczenie to nie zawsze dobra strategia. Trzeba mówić o tym głośno, dzielić się doświadczeniem, wspierać nawzajem i budować przestrzeń na rzeczowe, a nie krzywdzące opinie – podkreśla dr Żanna Pastuszak.
artykuł sponsorowany