Arkowcy zaprogramowani na awans

Piłkarze Arki wygrywając w minionej kolejce z PGE GKS-em Bełchatów praktycznie jedną nogą są już w ekstraklasie. Żółto-niebiescy podkreślają, że są zaprogramowani na awans. 5 lat czekania i oglądania drużyny bezskutecznie walczącej o powrót do elity. Już niebawem może nastąpić przełom i wielka feta w Gdyni. Od momentu spadku Arki z ekstraklasy czyli 2011 roku, marną rekompensatą dla sympatyków żółto-niebieskich były ciepłe słowa płynące pod adresem gdyńskiego klubu z ust piłkarzy, trenerów i działaczy drużyn, z którymi Arka walczyła w pierwszej lidze. Środowisko piłkarskie w zdecydowanej większości podkreślało, że Gdynia zasługuje na ekstraklasę i prędzej czy później zespół z tego miasta ponownie do niej zawita.

Najładniejszy w pierwszoligowej rzeczywistości stadion, murawa, której mogą pozazdrościć kluby ekstraklasy, liczni i wierni kibice potrafiący stworzyć niesamowitą atmosferę. To wszystko było przez te wszystkie lata oczekiwania na powrót do elity. Brakowało tylko drużyny. Zespoły prowadzone przez Petra Nemca i Pawła Sikorę ładnie grały w piłkę, wyróżniały na tle pierwszoligowej szarzyzny, miały w swoich szeregach klasowych piłkarzy, być może lepszych niż Ci, którzy grają obecnie przy Olimpijskiej, ale tamte ekipy nie potrafiły postawić kropki nad i. Obecna Arka wie jak to zrobić. Zdecydowania większość pracy została już wykonana, teraz wystarczy tylko tego nie popsuć.

– Nie ma takiej opcji, żebyśmy nie awansowali. Awans jest w nas tak zakodowany, że musi być. Na razie każdy mecz trzeba wygrywać, bo każde potknięcie reszta stawki może wykorzystać, mówi Michał Nalepa, który w tym sezonie jest jednym z wyróżniających się zawodników Arki.

To właśnie młodzież i piłkarze związani emocjonalnie z Gdynią są końmi pociągowymi zespołu. Mateusz Szwoch i Dariusz Formella co prawda zostali jedynie wypożyczeni z Legii i Lecha, ale nie ukrywają, że Arka to dla nich klub szczególny, który pozwolił wypromować się i zadebiutować w ekstraklasie. W tym sezonie obaj dążą za wszelką cenę do tego aby wprowadzić zespół do elity dzieląc się bramkami i asystami. Szwoch w spotkaniu PGE GKS-em Bełchatów przerwał strzelecką niemoc, która trwała półtora roku. Po raz ostatni z gola w oficjalnym meczu cieszył się w październiku 2014 roku kiedy trafił w rezerwach Legii Warszawa. Na gola w Arce czekał jeszcze dłużej bo ponad dwa lata. – Może nie kamień, ale coś mi z serca spadło. Bramka cieszy bardzo, ale jeszcze bardziej zwycięstwo nad Bełchatowem, podkreślał po wygranym 2-1 meczu z GKS. 23-letni pomocnik niemal od raz po powrocie do Arki wywalczył sobie miejsce w pierwszej jedenastce, ale podkreśla, że nikt w drużynie nie może być pewien tego, że każdy mecz będzie zaczynał od pierwszej minuty

– Trener Niciński jest naszym królem i co powie jest święte. Głupie byłoby gdyby tłumaczył mi czemu posadził mnie na ławce. Jeśli tak zrobi to znaczy, że po prostu ktoś był lepszy danego dnia na moją pozycję. Trener podkreśla, że nie gra 11 a 25 zawodników. Ci co występują mają duży respekt przed tymi, którzy czekają na swoją szansę, kończy Szwoch.

Arka przed piątkowym meczem w Nowym Sączu pozostaje na pierwszym miejscu w tabeli z jedenastopunktową przewagą nad trzecim Zawiszą Bydgoszcz, który ostatnio potknął się. Jeśli gdynianie wygrają z Sandecją a później ograją u siebie Olimpię Grudziądz, a na pozostałych boiskach padną korzystne dla żółto-niebieskich wyniki, wówczas zespół Grzegorza Nicińskiego zapewni sobie awans już 30 kwietnia.

Mariusz Hawryszczuk
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj