Skandali nigdy dość, taką dewizę zdaje się wyznawać reprezentacja Francji. Jeden ucicha, pojawia się kolejny – i tak w kółko. O najnowszą aferę zadbał były le bleu, Éric Cantona.
Posądzenie o rasizm – jeszcze chyba tylko to w ostatnich miesiącach nie stanowiło problemu w kadrze Trójkolorowych. Po ostatnim skandalu z sekstaśmą w roli głównej, który pozbawił kadrę reprezentacji Francji na EURO 2016 m.in. znakomitego Karima Benzemy, głos zabrał były reprezentant, Éric Cantona.
– Deschamps ma nazwisko prawdziwie francuskie. Może nawet jako jedyny w reprezentacji Francji. W jego rodzinie nikt nie związał się z nikim spoza Francji, jak np. mormoni w Stanach Zjednoczonych – pisze Cantona w jednym ze swoich felietonów. – Nie zaskakuje mnie zatem, że Deschamps wykorzystał sytuację Benzemy. Zwłaszcza po tym, gdy Manuel Valls (premier Francji) powiedział, że nie powinien grać dla Francji. Ben Arfa z kolei jest jednym z najlepszych obecnie francuskich zawodników, ale dzielą z Benzemą takie same korzenie. Mogę zatem pozwolić sobie na taką opinię – kontynuuje obecny kolumnista prestiżowego dziennika The Guardian.
Skutek? Proces sądowy, który zapewne tuż po turnieju rozpocznie się w jednym paryskich sądów. – Wniesiemy pozew o publiczne zniesławienie – zapewnia prawnik francuskiego trenera Carlo Alberto Brusa.
Sądy kompletnie nie interesują Zlatana Ibrahimovica, który aż nader spokojnie podejmuje kolejne decyzje dotyczące rozwoju swojej kariery. Ta ostatnia, jeśli tylko okaże się prawdziwa, może zasmucić kibiców reprezentacji Szwecji.
Posłuchaj audycji: