W Kielcach zakończyła się seria meczów bez porażki Arki Gdynia. Żółto-niebiescy po 3 spotkaniach, w których zdobywali punkty zostali zastopowani przez Koronę. Przegrali 0:1.
Apatycznie w ofensywnie i mało konkretnie w obronie w pierwszej połowie spotkania w Kielcach prezentowała się Arka Gdynia. Żółto-niebiescy kompletnie nie przypominali zespołu ze stadionu przy Olimpijskiej. W meczu przeciwko Koronie trener Grzegorz Niciński został zmuszony do przemeblowania wyjściowego ustawienia. Z powodu kontuzji w Gdyni zostali Marcus da Silva i Yannick Sambea Kakoko. Brazylijczyka zastąpił Adrian Błąd, który po raz pierwszy w tym sezonie ekstraklasy rozpoczął mecz w podstawowym składzie.
SENNY POCZĄTEK
Spotkaniu Korony z Arką towarzyszyła bardzo senna atmosfera. Ze względu na konflikt pomiędzy kibicami Korony a prezesem kieleckiego klubu, piłkarze gospodarzy nie mogli liczyć na zorganizowany doping swoich kibiców. Momentami fanów Korony zagłuszali kibice Arki, których na Kolporter Arenie nie brakowało.
W początkowych fragmentach meczu żadna z drużyn nie przejawiała ochoty by przejąć inicjatywę. Nieznaczną przewagę miała jednak Korona, która sprawniej operowała piłką i częściej gościła z nią na połowie gości. Arkowcy mieli duże problemy z przedostaniem się w pole karne gospodarzy. Praktycznie niewidoczny był Dariusz Zjawiński, którego skutecznie od podań odcinali obrońcy Korony. W szeregach Arki brakowało pomysłu na rozegranie i zawodnika, który wziąłby odpowiedzialność za wyprowadzanie piłki z własnej części boiska. Antoniego Łukasiewicza, Adama Marciniaka i Mateusza Szwocha często musieli wyręczać obrońcy, którzy nie radzili sobie z dalekimi przerzutami, co skutkowało licznymi stratami.
GOSPODARZE OTWORZYLI MECZ
W 32 minucie Arka dostała pierwszy sygnał ostrzegawczy. W gdyńskim polu karnym były piłkarz Realu Madryt Miguel Palanca wyłożył piłkę Łukaszowi Sekulskiemu, ale uderzenie najlepszego strzelca Korony zostało zablokowane. 7 minut później kielczanie rozmontowali żółto-niebieską obronę. Kilka szybkich podań na jeden kontakt zahipnotyzowało defensorów Arki. Sytuację próbował ratować Konrad Jałocha, który zdołał zatrzymać kielecki atak w pierwszej fazie akcji, ale przy odbitej przez niego piłce najszybciej znalazł się Palanca. Hiszpan podał do Sekulskiego, który wpakował futbolówkę do siatki.
Dopiero strata bramki pobudziła Arkę, która w ciągu kilkudziesięciu sekund stworzyła więcej sytuacji niż podczas wcześniejszych kilkudziesięciu minut. Najpierw z ostrego kąta uderzał Adrian Błąd, którego strzał powstrzymał Maciej Gostomski. Następnie na strzał Adama Marciniaka niefortunnie nadział się Dariusz Zjawiński zatrzymując piłkę, która zmierzała do kieleckiej bramki. W kolejnej sytuacji Zjawiński nie sięgnął futbolówki zagrywanej przez Błąda.
ZMOTYWOWANA ARKA
Na drugą połowę gdynianie wyszli odmienieni z widoczną chęcią odrobienia strat. Trener Grzegorz Niciński wprowadził Rashida Yussuffa, który zastąpił Błąda. W dalszej części spotkania na boisku pojawili się dwaj napastnicy Rafał Siemaszko i Paweł Abbott. Ten pierwszy zmienił Adama Marciniaka, ten drugi Miroslava Bożoka. Dla Abbotta był to pierwszy mecz w tym sezonie. Mimo obecności na murawie aż 3 nominalnych napastników gdynianie bili głową w mur. Zepchnęli Koronę do defensywy i mieli szanse bramkowe, ale brakowało skutecznego wykończenia. W 63 minucie przed znakomitą okazją stanął Dariusz Zjawiński. Po jego strzale piłka zatrzymała się jednak na słupku. Sposobu na pokonanie Macieja Gostomskiego nie znalazł także Marcin Warcholak. Bramkarz Korony z trudem, ale złapał piłkę uderzoną przez obrońcę żółto-niebieskich.
Po porażce w Kielcach Arka dała się wyprzedzić Koronie w tabeli. Kielczanie po 8 kolejkach mają punkt więcej od gdynian, którzy nie wykorzystali szansy na objęcie pozycji lidera Lotto Ekstraklasy. 19 września gdynianie podejmą przy Olimpijskiej podejmą Cracovię.