Beznadziejna Arka w głębokim kryzysie. Mimo porażki z Wigrami udało się awansować do finału PP

Arka Gdynia zagrała fatalny mecz i zasłużenie przegrała z Wigrami Suwałki 2:4. Trzybramkowa zaliczka z poprzedniego spotkania okazała się wystarczająca zapewniła gdynianom awans do finału Pucharu Polski. Żółto-niebiescy byli słabsi od rywali, popełniali kardynalne błędy, ale szczęśliwie utrzymali korzystny rezultat. Drużyna Grzegorza Nicińskiego o trofeum zagra 2 maja.

Symboliczną sytuację mieliśmy w 79 minucie. Bramkarz gospodarzy Pavel Steinbors położył piłkę przed sobą, by wprowadzić ją do gry. Zza pleców wybiegł mu Damian Kędzior i strzelił gola. Brak koncentracji, niemoc, bezradność, brak słów…Arka jest w głębokim kryzysie. Po trzech porażkach w ekstraklasie przegrała także mecz Pucharu Polski Pierwszoligowcy z Suwałk strzelili w 88. minucie piątego gola, ale sędzia uznał, że z pozycji spalonej. Arka zagrała fatalny mecz. Piłkarze z Suwałk zasłużyli na zwycięstwo, a do awansu zabrakło odrobiny szczęścia. Gdynianie w takiej formie na pewno nie zdobędą Pucharu, będą mieli także olbrzymie problemy z zachowaniem miejsca w ekstraklasie – komentuje Włodzimierz Machnikowski.

SIEDEM ZMIAN

Po porażce z Górnikiem Łęczna Grzegorz Niciński zdecydował się dokonać aż siedmiu zmian w wyjściowej jedenastce. Miejsce w składzie utrzymali tylko Mateusz Szwoch, Marcus Da Silva, Dominik Hofbauer i Yannick Sambea Kakoko. Całkowicie inaczej ustawiona była linia defensywna, a miejsce słabo broniącego Konrada Jałochy zajął Pavels Steinbors.  

BEZNADZIEJNY POCZĄTEK

Arka fatalnie zaczęła mecz. Gdynianie oddali pole gry rywalom, a ci z każdą minutą rozkręcali się i dopięli swego w 21 minucie. Piłkę po wrzucie z autu przedłużył głową Kamil Zapolnik, a Damian Kądzior skorzystał z biernej postawy obrońców i przelobował Steinborsa. Gospodarze potrzebowali kilkunastu minut na otrząśnięcie się po straconej bramce i kiedy wydawało się, że żółto-niebiescy wracają na dobre tory, Wigry podwyższyły wynik. Yannick Kakoko w nieodpowiedzialny sposób sfaulował w polu karnym Mateusza Radeckiego i sędzia wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł Zapolnik i choć bramkarz wyczuł jego intencje, to strzał był bardzo precyzyjny i goście wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Arka grała bardzo słabo i niewiele wskazywało na zmianę obrazu spotkania po przerwie. W dodatku chwilę przed drugim golem boisko musiał opuścić kontuzjowany kapitan gospodarzy – Marcus Da Silva. Postawę swojego zespołu w pierwszej połowie bardzo celnie podsumował Marcin Warcholak, który bezkompromisowo stwierdził: „Wigry grają w piłkę, a my na razie za nią biegamy”.

W przerwie Grzegorz Niciński zdecydował się na wprowadzenie Michała Nalepy w miejsce słabo grającego Yannicka Kakoko i widać było, że jego zespół wyraźnie odżył. Już pierwsza groźna akcja przyniosła efekt w postaci rzutu karnego wykorzystanego przez Mateusza Szwocha. Tym razem „jedenastka” była bardzo dyskusyjna i nawet powtórki telewizyjne nie rozwiały wątpliwości dotyczących decyzji sędziego. Wydawało się, że po zdobyciu bramki Arka przejmie kontrolę nad meczem i nie pozwoli już rywalom uwierzyć w możliwość wydarcia awansu, ale spokój gospodarzy trwał tylko dwie minuty. Po raz drugi Wigry doskonale wykorzystały wrzut z autu i Omar Santana strzałem zza pola karnego doprowadził do rezultatu 3:1. W Gdyni znów zrobiło się gorąco, bo gości od sukcesu dzieliła już tylko jedna bramka. Tym razem gospodarze nie załamali rąk i rzucili się do ataków. Najpierw doskonałą okazję zmarnował Rafał Siemaszko, który z kilku metrów trafił w rękę bramkarza, a po chwili Dominik Hofbauer atomowym strzałem w górny róg bramki pokonał Hieronima Zocha.

SZANSA DLA WIGIER

Gdynianie mieli wszystko w swoich rękach. Goście do awansu potrzebowali zdobycia dwóch goli, a w dodatku żółto-niebiescy grali dużo lepiej i nie pozwalali rywalom rozwinąć skrzydeł. Wtedy jednak kolejny błąd popełnił Steinbors. Łotysz trzymając piłkę wyrzucił ją na ziemię, ale nie zauważył wybiegającego zza jego pleców Kądziora, który przejął futbolówkę i wpakował ją do pustej bramki.

Wigry rzuciły się do ataku zostawiając mnóstwo miejsca na własnej połowie. Goście zdobyli nawet piątego gola, ale sędzia wskazał na pozycję spaloną. Po chwili Dariusz Formella mógł „zamknąć” mecz, ale po długim rajdzie joho mocny strzał wybronił Zoch. Wigry do ostatnich minut bezskutecznie próbowały zdobyć rozstrzygającą bramkę. Swoje okazje mieli również gospodarze, którzy jednak w kontratakach nie potrafili poradzić sobie z wracającymi defensorami przeciwników.

Wliczając mecze ligowe to szósta porażka Arki w tym roku. Gdynianie z meczu na mecz grają coraz gorzej i pomimo awansu ich gra wzbudza wśród kibiców ogromne obawy. W obecnej dyspozycji żółto-niebiescy będą mieli ogromne problemy z utrzymaniem się w ekstraklasie i sezon, który mógł być jednym z najlepszych w historii, wkrótce może okazać się tylko największym rozczarowaniem.

Włodzimierz Machnikowski/Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj