„Dwa razy po meczu z Lechem traciłem pracę w Ekstraklasie. Do trzech razy sztuka”. Arka gotowa do walki o marzenia

W poniedziałkowe popołudnie piłkarze Arki Gdynia zapoznali się z polem bitwy, na którym już jutro – jak przyznaje trener i piłkarze – stoczy finalny bój w drodze po marzenia. Trening, oficjalna konferencja prasowa i ponowne zderzenie z rzeczywistością: – Dopiero teraz, gdy jesteśmy tutaj, dociera do nas, jak istotne jest to spotkanie i o co w nim gramy. – Wiemy, że będziemy oceniani m.in. przez pryzmat wyniku, jaki osiągniemy. Zawodnicy są tego świadomi i z utęsknieniem czekali na to spotkanie. To niesamowita przygoda i niesamowite doświadczenie – przyznał na oficjalnej konferencji prasowej trener Leszek Ojrzyński, który zdaje sobie sprawę z tego, że na papierze Arka nie jest w stanie zagrozić Lechowi w żaden sposób. Na boisku jednak może zdarzyć się już wszystko.

CEL: OCENA CELUJĄCA

– Kilka tysięcy osób będzie jutro dopingowało Arkę, a my będziemy starali się sprawić niespodziankę – bo w takich kategoriach należało będzie rozpatrywać naszą dobrą grę czy dobry wynik, kontynuował trener. – Faworytem jest Lech, ale my nie mamy nic do stracenia. Mawiamy w naszej szatni, że dla takich meczów się żyje i obyśmy zdali jutrzejszy egzamin celująco – dodał.

Bez względu na to, jaką ocenę żółto-niebiescy wypracowali sobie za mecze, które doprowadziły ich do finału na Stadionie Narodowym, w ostatecznym rozrachunku Arce sprzyjało szczęście.

– Po drodze do finału nie zagraliśmy z żadnym zespołem z Ekstraklasy, ale po drodze do niego przeszliśmy równie krętą drogę – zauważył Krzysztof Sobieraj. – Mocno boksowaliśmy się z pierwszoligowcami i wcale nie jest powiedziane, że z drużynami ekstraklasowymi byłoby trudniej. Co roku mamy przykłady, gdzie drużyny z Ekstraklasy odpadają z zespołami z niższych lig. Puchar rządzi się swoimi prawami. Lech jest faworytem, ale my mamy swoje marzenia – zaznaczył.

ARKA JUŻ RAZ FAWORYTA W FINALE POKONAŁA

Nieuniknionym porównaniem, które nieustannie pojawia się w kontekście Arki oraz finału Pucharu Polski jest mecz finałowy z 1979 roku. Arka zmierzyła się w nim z Wisłą Kraków, ówczesnym mistrzem Polski, i wtedy również daleka była od roli faworyta. Reszta to już historia.

– To jest idealny przykład – przyznał trener. – Wisła miała wówczas w składzie reprezentantów kraju, podobnie jak obecnie Lech, a Arkowcy i tak dali radę. To było bardzo dawno temu, lecz nie cofałbym się aż tak daleko. Co tydzień każda kolejka ligowa w różnych krajach daje nam przykłady na to, że zespół teoretycznie skazany na porażkę wygrywa – to jest w naszej dyscyplinie piękne i często się to zdarza.

„OD LECHA DOSTALIŚMY JUŻ LEKCJĘ PIŁKI NOŻNEJ”

Pomimo ubogiej zdobyczy punktowej, o jaką Arka wzbogaciła swoje konto za sprawą piłkarskiej wiosny, to gdynianie jako pierwsi rozpracowali w marcu niezawodną wcześniej obronę Lecha Poznań.

– Wiemy, że Lech długo grał wiosną na zero z tyłu. Dopiero w meczu w Gdyni stracili pierwszą bramkę – mówił na konferencji autor wspomnianego gola, Rafał Siemaszko. – Na pewno z tyłu głowy mamy to, że udało nam się strzelić gola, ale mecz przegraliśmy bardzo wysoko. Dostaliśmy lekcję piłki nożnej i jesteśmy mądrzejsi o to spotkanie. Myślę, że znajdziemy sposób na to, by strzelić Lechowi przynajmniej jednego gola.

– Lech ma niesamowitą siłę w ofensywie i jesteśmy tego świadomi – kontynuował Krzysztof Sobieraj. – Zdajemy sobie sprawę, że Lech ma lepszych zawodników niż Arka, ale w sporcie, w piłce, nie zawsze wygrywa ten lepszy, bogatszy. Mamy swój plan na to spotkanie i wierzę w to, że będziemy go bardzo mądrze realizować.

„JESTEŚMY NA SKAZANEJ POZYCJI, TO MOŻE POMÓC”

– Lech stawia sprawę jasno: chce zdobyć puchar i znając ich poczynania będzie chciał jak najszybciej strzelić bramkę – analizował trener Ojrzyński, zapytany o pomysł na Lecha. – Jesteśmy przygotowani na różne warianty, bo nie możemy zakładać, że Kownacki zagra na lewym czy prawym skrzydle, a wyjdzie ktoś inny i będzie panika. Przede wszystkim musimy być mocni jako drużyna i będziemy chcieli to udowodnić. Jesteśmy na skazanej pozycji, a to też potrafi czasami zjednoczyć, zdjąć presję. Większa presja spoczywa na drużynie z Poznania – zauważył szkoleniowiec.

– Mam rozdarte serce, bo wieczorem będę musiał podać skład i kilku chłopaków obejdzie się smakiem. Żałuję, że tak jest, ale taka jest rola trenera – musi wytypować i liczyć się z tym, że ktoś będzie niezadowolony – dodał.

Jednocześnie trener przyznał, że z drużyną z Poznania nie ma dobrych wspomnień, co będzie starał się zmienić we wtorkowe popołudnie. – Dwa razy po meczu z Lechem Poznań traciłem pracę w Ekstraklasie. Do trzech razy sztuka – teraz będę musiał zrobić coś, żeby się odgryźć na drużynie z Poznania. A jak będzie – zobaczymy, zakończył.

STRES KRYTY ZA DOZĄ DOBREGO HUMORU

Choć w obozie Arki każdy zdaje sobie sprawę z tego, że wtorkowe spotkanie to szansa, która może nie powtórzyć się szybko, piłkarze i sztab szkoleniowy starają się zachować chłodną głowę.

– Do tej pory nie odczuwaliśmy presji, że jest to jakiś wyjątkowy mecz – powiedział kapitan Miroslav Bożok. – Myślę, że dopiero teraz, gdy jesteśmy tutaj, na stadionie, dociera do nas jakie to spotkanie jest istotne i o co w nim gramy. Teraz żyjemy już tylko tym i tylko to mamy w głowie. – Wyluzuj! – skomentował natychmiast z uśmiechem wypowiedź kapitana siedzący obok trener.

Początek finału Pucharu Polski pomiędzy Lechem Poznań a Arką Gdynia we wtorek o godz. 16:00.
 

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj