Arka Gdynia wygrała z Górnikiem Łęczna 1:0 (1:0). Gdynianie zmienili styl gry – grali kombinacyjnie w ataku i byli bardzo dobrze zorganizowani w obronie. Żółto-niebiescy wychodzą ze strefy spadkowej i robią ogromny krok w stronę utrzymania w ekstraklasie. Arka z Górnikiem Łęczna spotkały się ostatnio w 28. kolejce. Zespół Franciszka Smudy wygrał 4:2, ale od tego czasu wiele się w obu drużynach zmieniło. Zielono-czarni w pięciu spotkaniach zdobyli siedem punktów i wydostali się ze strefy spadkowej. W tabeli obejmującej tylko ten okres zajmowaliby ósme miejsce. Tymczasem żółto-niebieskim nie udało się w tym okresie wygrać w lidze ani razu, wywalczyli dwa remisy i w takim samym zestawieniu byliby na ostatniej pozycji. Gdynianie zdążyli jednak zwyciężyć w innym, najważniejszym meczu. Pokonali Lecha Poznań w finale pucharu Polski, a to bezsprzecznie powinno działać na ich korzyść w końcówce sezonu.
SKUTECZNY ATAK
Piątkowy mecz wyglądał zupełnie inaczej niż poprzednie ligowe mecze gdynian w tym roku. Od początku widać było zmianę w stylu gry. Arka grała szybko, kombinacyjnie i kilka razy zaskoczyła defensywę rywala. Już w pierwszych minutach groźną sytuację mógł mieć Rafał Siemaszko, ale skiksował przy próbie strzału. Ofensywni pomocnicy szukali niekonwencjonalnych rozwiązań, żółto-niebiescy zrezygnowali również z zagrywania piłki „górą”.
Z każdą minutą zespół rozkręcał się coraz bardziej i blisko gola było już w 20. minucie, ale po świetnym zagraniu da Silvy bramkarz gości wygrał pojedynek z Formellą. Groźnie strzelał również Szwoch, ale do trafienia do siatki gospodarze potrzebowali więcej szczęścia. Pojawiło się ono pięć minut przed przerwą. Wypożyczony z Legii Warszawa pomocnik zagrał przed pole karne, na bramkę uderzył Hofbauer, piłka odbiła się od obrońcy rywala oraz pomocnika Arki i trafiła do Siemaszki, który bez problemu pokonał Wojciecha Małeckiego. W tej akcji było mnóstwo przypadku, ale gdynianie swoją dyspozycją w pierwszej połowie zasłużyli na zdobycie co najmniej jednego gola.
BEZBŁĘDNA OBRONA
Gospodarze grali świetnie w ataku, ale jeszcze lepiej w obronie. Górnik w pierwszej połowie oddał tylko jeden, w dodatku niecelny strzał. Pavels Steinbors ani razu nie został zmuszony do większego wysiłku, co może dziwić patrząc na bardzo ofensywnie ustawioną drużynę Leszka Ojrzyńskiego.
W drugiej części meczu do głosu doszli goście, a Arka nastawiła się na kontrataki. Okazji do nich miała wiele, bo przyjezdni często tracili piłkę w środkowej części meczu. Dwukrotnie w dobrej sytuacji znalazł się Formella, ale wypożyczony z Lecha pomocnik zamiast podawać do lepiej ustawionych kolegów strzelał i zmarnował obie okazje. Bramkarza zaskoczyć starał się również Szwoch, który bardzo groźnie uderzył w krótki róg, ale Małecki znów stanął na wysokości zadania.
KONTROLOWANA KOŃCÓWKA
W ostatnich trzech meczach Arka aż dwa razy traciła punkty po golach w ostatnich pięciu minutach meczu lub czasie doliczonym. Tym razem gdynianie mądrze utrzymywali się przy piłce i nie pozwolili rywalom na przejęcie inicjatywy. Gospodarze mieli też okazje do podwyższenia, ale piłkę po potężnym strzale Yannicka Kakoko złapał Małecki. Żółto-niebiescy przełamali passę bez zwycięstwa trwającą od lutego, a czyste konto zachowali po raz pierwszy w 2017 roku. Drużyna Leszka Ojrzyńskiego zagrała tak, jak powinna grać walcząc o utrzymanie – dobrze rozgrywała w ataku, mądrze utrzymywała się przy piłce i była świetnie zorganizowana w obronie. Tak dysponowany zespół nie powinien mieć problemów w walce o uniknięcie spadku.