Arka konkretna, przeważająca i efektowna. Zarandia fenomenalnym strzałem zapewnił gdynianom awans

Arka pokonała Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:1). Gdynianie mieli przewagę, ale nie potrafili zapewnić sobie awansu do kolejnej rundy w podstawowym czasie gry. Sukces zagwarantował Luka Zarandia, który fenomenalnym strzałem z dystansu zdobył decydującego gola. Od początku spotkania to gospodarze byli stroną przeważającą, ale to Arka była bardziej konkretna. Już pierwsza groźna sytuacja gości przyniosła skutek. Piłkę dośrodkował Luka Zarandia, a Grzegorz Piesio uprzedził bramkarza rywali i głową otworzył wynik meczu. Podbeskidzie wcześniej miało idealną okazję do strzelenia gola, ale w sytuacji sam na sam świetnie interweniował Krzysztof Pilarz. Bramkarz był jednak bezradny w 20.minucie, kiedy niepilnowany Szymon Sobczak z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki.

CIOS ZA CIOS

Pomimo pustek na trybunach i obfitych opadów deszczu kibice, którzy zdecydowali się przyjść na stadion, nie mogli narzekać na poziom meczu. W 26. minucie świetną okazję zmarnował Ruben Jurado, a po kwadransie potężnym, niesygnalizowanym uderzeniem odpowiedział jeden z gospodarzy – znów na posterunku był Pilarz. Szczęścia próbował też Zarandia, ale piłka po bardzo mocnym strzale trafiła w boczną siatkę. Poziom motywacji zawodników obu drużyn pokazała również sytuacja z 39. minuty, kiedy Piesio z Sabalą skoczyli sobie do gardeł. Sytuację spokojnie opanował sędzia Wojciech Myć.

PRZEWAGA I BRAK KONKRETÓW

Drugą połowę znów lepiej rozpoczęli gospodarze, ale z każdą minutą to goście przejmowali kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Najaktywniejszy w ofensywie był Zarandia, który dobrą dyspozycję potwierdził świetnym strzałem zza pola karnego. Piłka po uderzeniu Gruzina zatrzymała się jednak na poprzeczce. Bliscy szczęścia byli też Socha z Warcholakiem, ale w obu przypadkach bezbłędnie interweniował Leszczyński. Gdynianie byli w drugiej części przeciwieństwem siebie z pierwszej połowy. Zaczęli stwarzać sporą liczbę sytuacji podbramkowych, ale nie potrafili już być tak konkretni, jak wcześniej.

Arka napierała, ale żółto-niebieskim brakowało dokładności pod polem karnym rywala. Z dystansu znów spróbował Zarandia – kolejny raz niecelnie – uderzał też Socha, a szczęścia zabrakło gościom po zamieszaniu w „jedenastce”, kiedy z piłką minął się Leszczyński. Bardzo bliski gola był także Michał Żebrakowski, ale nie sięgnął dogranej przez Patryka Kuna piłki.

BEZNADZIEJNY ATAK SZWOCHA

Dogrywkę w beznadziejny – i bardzo groźny dla rywala – sposób rozpoczął Mateusz Szwoch. Pomocnik, który jest jednym z największych rozczarowań obecnego sezonu, trafił korkami w twarz wykonującego wślizg obrońcy. Moskwik na chwilę stracił przytomność, a w powtórkach widać, że gdynianin mógł cofnąć nogę i uniknąć tej sytuacji. Zawodnik Podbeskidzia po chwili wrócił na boisko.

Arka straciła atuty, które miała w drugiej połowie, i to gospodarze byli bardzo bliscy strzelenia gola. Pilarz dwukrotnie z ogromnym trudem ratował drużynę przed stratą bramki, a miał również sporo szczęścia przy tych interwencjach. Farta zabrakło za to golkiperowi Podbeskidzia przy kolejnej próbie Zarandii. Gruzin zdecydował się na strzał z bardzo dużej odległości, ale idealnie trafił w piłkę, która odbiła się od wewnętrznej części słupka i wpadła do siatki. Bezradny Leszczyński, który usiłował zatrzymać uderzenie, nie miał szans na skuteczną obronę.

DOŚWIADCZENIE W KOŃCÓWCE

Arka, jako doświadczony już w pucharach zespół, mądrze broniła się do ostatniego gwizdka i awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski. Gdynianie długimi fragmentami meczu byli lepsi, ale nie potrafili tego udokumentować golem. Żółto-niebiescy nie musieli jednak drżeć o zwycięstwo w rzutach karnych, bo mieli w swoich szeregach zawodnika, który był pewny swoich umiejętności, nie bał się brać na siebie odpowiedzialności i pięknym golem zapewnił drużynie Leszka Ojrzyńskiego zwycięstwo z Podbeskidziem 2:1.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj