Rywal jest faworytem, ale wygrywać z Lechią nie potrafi. Historia nadzieją biało-zielonych na zwycięstwo w Białymstoku

Siedemnaście punktów różnicy w tabeli, cztery zwycięstwa w ostatnich pięciu meczach kontra pięć spotkań bez zwycięstwa, wicelider na własnym stadionie podejmujący zespół z dolnej części tabeli. W teorii Lechia nie ma szans na zwycięstwo. Biało-zieloni mają jednak jeden poważny argument po swojej stronie, który Adam Owen mógłby sformułować parafrazując klasyka: „Lads, it’s Jagiellonia”. O Jagiellonii pisaliśmy już analizując terminarz gdańszczan i zdania nie zmieniamy – faworytem tego spotkania są białostoczanie. To oni wygrali cztery z pięciu ostatnich spotkań, to oni zajmują drugie miejsce w tabeli, i to oni mają stabilną sytuację organizacyjną w klubie. Lechia jest aktualnie przeciwieństwem zespołu Ireneusza Mamrota. Meczu nie wygrała od 1 grudnia, w tabeli stoczyła się na 12. miejsce, ostatnio wypunktował ją Piast Gliwice, a sytuacja organizacyjna klubu jest na podobnym poziomie, co wyniki sportowe.

W TEORII FAWORYT JEST JASNY

Chłodno kalkulując gospodarze mają zdecydowanie większe szanse na zwycięstwo i odzwierciedlają to kursy bukmacherów, którzy za zwycięstwo Jagiellonii wypłacają dwukrotność postawionej kwoty, a za triumf Lechii niemal jej czterokrotność. Praktycznie jedyny fakt, który stanowi nadzieję dla biało-zielonych, jest taki, że białostoczanie gdańszczanom „leżą” jak mało kto.

PAIXAO Z PATENTEM NA GOLE, LECHIA – NA ZWYCIĘSTWA

Aktualnie trwające rozgrywki, to trzecie z rzędu, w których Lechia nie przegrała z Jagiellonią. Wicemistrz Polski i tak zanotował progres, bo jesienią potrafił w Gdańsku zremisować, a przez ostatnie dwa sezony ze wszystkich meczów z biało-zielonymi wychodził z zerowym dorobkiem. Ale po kolei. Rozgrywki 2015/16 to dwa tęgie lania, o których w Białymstoku chcieli jak najszybciej zapomnieć. Już pierwsze było mocne – na Podlasiu gdańszczanie wygrali 3:0 – ale w rewanżu podopieczni Piotra Nowaka jeszcze poprawili. 5:1 okraszone hat-trickiem Flavio Paixao. Nieco mniej okazałe było pierwsze zwycięstwo w sezonie 2016/17, ale bramka Kovacevicia wystarczyła do zwycięstwa w Białymstoku 1:0. W drugim meczu gdańszczanie znów okazali się jeszcze skuteczniejsi i ponownie w protokole trzy bramki zanotowano przy nazwisku Paixao – dwie Marco, jedna Flavio, 3:0. Na tym nie koniec, bo oba zespoły skończyły sezon zasadniczy w górnej ósemce i jeszcze raz spotkały się w Gdańsku i znów – co za zaskoczenie – trzy bramki Paixao, tym razem hat-tricka skompletował Marco, a w końcówce czwartego gola dołożył Haraslin.

Dopiero w aktualnie trwających rozgrywkach Jagiellonii udało się przerwać tę passę, bo w Gdańsku wyszarpała remis. Ponownie nie obyło się bez gradu bramek, bo oba zespoły trafiły po trzy razy. Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że dwukrotnie ta sztuka udała się Marco, bo portugalscy bracia z Lechii ewidentnie mają patent na obronę białostoczan.

„LADS, IT’S JAGIELLONIA”

Historia lubi się powtarzać, czasem zatacza koło i na to w obozie biało-zielonych wszyscy muszą liczyć. Nadzieja w braciach Paixao, w Sławomirze Peszko, w tym, że kontuzjowany Błażej Augustyn tym razem nie będzie miał okazji do trafienia do własnej bramki oraz w tym, że to Jagiellonia. Adam Owen pewnie nie sparafrazuje klasyka mówiąc „Lads, it’s Jagiellonia”, ale oby jego podopieczni zagrali tak, jak piłkarze Manchesteru United po usłyszeniu tych słynnych już słów.

Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk piątek, 23 lutego, 20:30.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj