– Wiosna była słaba, ale żeby była dobra, to trzeba pomóc i wszyscy muszą w tym kierunku iść, a nie tylko Ojrzyński latał i boiska załatwiał. Transferów przecież też sam nie zrobię. Najlepiej powiedzieć, że trenera zwolniono, bo wiosna była słaba – mówi Leszek Ojrzyński. W jakich relacjach rozstał się z zarządem? Jak współpracował z właścicielem klubu? Dlaczego Arka tak słabo grała na wiosnę? Czy była szansa na objęcie Legii Warszawa? Zapraszamy na wywiad Tymoteusza Kobieli z byłym trenerem żółto-niebieskich. Tymoteusz Kobiela: Panie trenerze, odpoczął już Pan po tym ciężkim czasie w Arce?
Leszek Ojrzyński: Taka jest kolej w życiu trenera. Jak nie masz pracy, to musisz się poświęcić rodzinie, innym sprawom. Mam dom pod Warszawą i tam przez 17 lat dużo się nie działo. Teraz jest okazja, żeby coś pozmieniać. Mam dwójkę dzieci. To też jest okres, żeby się zaopiekować, doglądnąć, dać wskazówki. Taka jest rola trenera, ojca, męża.
– To może wyjaśnijmy. Czy była jakakolwiek szansa, rozmawiał ktoś z Panem, w sprawie objęcia posady trenera Legii Warszawa?
– Nie, z działaczy nikt nie rozmawiał. Były pytania od działaczy, kibiców. Oficjalnych rozmów czy zapytań nie miałem.
– A nie ma Pan wrażenia, że gdyby nazywał się Ojrzyńskić, już dawno pracowałby w Legii?
– Takie pytania i smsy też dostawałem. To nie pytanie do mnie, ja nazwiska nie zmieniam. Jestem w Warszawie i jak dalej będę trenerem, to pewnie kiedyś też w Legii. A kto wie, może nie będzie mi dane. Ja spokojnie podchodzę do życia. Jest czas na wytężoną pracę, jest też czas na odpoczynek czy wyczekiwanie, z każdego trzeba umieć skorzystać.
Posłuchaj wywiadu.
– Wróćmy do tego wątku gdyńskiego. Czy lepsze jest wrogiem dobrego?
– Nie wiem, jest takie powiedzenie. Przede wszystkim ja żałuję, że u nas daje się krótko pracować trenerom i po sezonie rozważa się inne warianty, a na dobrą sprawę dużo się nie pomaga. W Arce przyszedł nowy właściciel. Kiedy ja przychodziłem, Pana Midaka nie było. Każdy ma prawo do swoich spostrzeżeń.
– Michał Probierz powiedział kiedyś w kontekście swojej pracy w Lechii Gdańsk, że jego błędem było to, że nie odszedł, kiedy zmienił się właściciel. Pan nie ma takich przemyśleń teraz?
– W zimie w okienku transferowym mogłem to zrobić, bo nie na takie transfery się umawialiśmy. Przyszedł tylko Bohdanow, a miało przyjść dwóch, trzech piłkarzy przez duże „P”. Już ustalenia, jakie podjęliśmy, się nie zgadzały. Mieli przyjść zawodnicy ograni, którzy wejdą od razu do składu albo będą wzmocnieniem, a nie tacy, którzy nie grali długo w piłkę, albo byli nieprzygotowani, albo nie łapali się do szerokiej kadry w innych zespołach. To był taki okres, że mogłem powiedzieć, że na to się nie godzę i chcę rozwiązać kontrakt. Może byłoby lepiej? Kto wie. Z drugiej strony pewne chwile się przeżyło – wygrało z Legią, było na Narodowym drugi raz z rzędu. Trzeba wyciągać pewne wnioski, może następnym razem w takiej sytuacji skończę.
Widziałem wywiad z Prezesem – wiosna była słaba, ale żeby była dobra, to trzeba pomóc i wszyscy muszą w tym kierunku iść, a nie tylko Ojrzyński latał i boiska załatwiał. Transferów przecież też sam nie zrobię. Najlepiej powiedzieć, że trenera zwolniono, bo wiosna była słaba, ale za to odpowiada nie tylko trener, ale większa rzesza ludzi. Te mecze z Lechią – to była plama na tym wszystkim. Wyglądało to naprawdę słabo, nie popisaliśmy się, nie wytrzymaliśmy presji. No cóż, teraz jest kolejny trener, inna drużyna.
– A jak wyglądało Pana pożegnanie z Arką? Kiedy Pan się dowiedział, że nie przedłużą z Panem kontraktu i w jakich relacjach pożegnał się Pan z zarządem?
Dalsza część wywiadu na kolejnej stronie.