Świetna siatkówka, sportowy rollercoaster i zaręczyny na trybunach. Trefl Gdańsk w ćwierćfinale Ligi Mistrzów!

Siatkarze Trefla w ćwierćfinale Ligi Mistrzów! Gdańszczanie w fenomenalnym meczu pokonali PGE Skrę Bełchatów 3:2. W tym spotkaniu było wszystko – kawał dobrej siatkówki, emocjonalny rollercoaster, zaręczyny na trybunach i – co najważniejsze – szczęśliwe zakończenie. Pierwszy set to od początku popis gry Trefla. Zaczęło się od 6:2 i prowadzenia gospodarze nie oddali już do końca seta. W oczy rzucała się zwłaszcza dobra gra bloku i obrony, wielokrotnie piłki były podbijane pod siatką i bronione już w głębi parkietu. Tak naprawdę serca kibicom z Gdańska zadrżeć mogły tylko w końcówce. Zryw bełchatowian doprowadził do stanu 23:22, ale w tym momencie sprawy w swoje ręce wzięli Nikola Mijailović i Maciej Muzaj, którzy kolejno skończyli po jednym ataku, a Polak przy okazji cały set wynikiem 25:22.

Fot. Jacek Klejment/Radio Gdańsk

ROLLERCOASTER W DRUGIM SECIE

W drugiej partii wszystko od początku układało się wręcz za dobrze. Znów mocny początek i prowadzenie 6:3, a później świetna passa pięciu zdobytych punktów z rzędu, która sprawiła, że z 12:10 zrobiło się 17:10 dla Trefla. I w tym momencie goście zaczęli odrabiać straty. A że byli w tym bardzo skuteczni, to zdobyli dziesięć „oczek”, stracili tylko trzy i był remis 23:23. Po chwili rozpoczęła się walka na przewagi. Dwukrotnie gdańszczanie musieli bronić piłkę setową dla rywali, dwukrotnie zrobili do bardzo dobrze. Na korzyść podopiecznych Andrei Anastasiego szalę przechyliła gra pojedynczym blokiem. Najpierw Miłosz Hebda na 27:26, w kolejnej akcji Patryk Niemiec i gdańszczanie wygrali 28:26. A jeżeli komuś na trybunach brakowało jeszcze emocji, to w przerwie przy 4350 kibicach jeden z panów oświadczył się swojej partnerce. Co najważniejsze – skutecznie.

AK2A6911

Fot. Jacek Klejment/Radio Gdańsk

PRZEWAGA I DOMINACJA PGE SKRY

Skrze odwrócić losów seta ostatecznie się nie udało, ale widać było, że goście nabrali wiatru w żagle. Nie pozwolili Treflowi na dobry początek, jak miało to miejsce w poprzednich partiach, nie pozwolili też na serię punktową. To podopieczni Roberto Piazzy przeważali i systematycznie budowali przewagę. Najważniejszy był moment, w którym bełchatowianie od stanu 15:16 odskoczyli na 16:20, a po przerwie na żądanie Anastasiego na 16:21. Kilka razy zabrakło zwykłego szczęścia, gdańszczanie dobrze ustawiali się w bloku, ale piłka po obiciu rąk spadała tak, że była poza zasięgiem obrony. Gdańszczanie jeszcze zerwali się do odrabiania strat, po atakach Piotra Nowakowskiego i Hebdy zmniejszyli dystans z 18:23 na 20:23, a blok Macieja Muzaja i kolejny punkt dla gospodarzy zmusił Piazzę do przerwania gry przez prośbę o czas. To poskutkowało, po dramatycznych obronach w wykonaniu gospodarzy ostatecznie goście wygrali 25:21.

Nakręcony mistrz Polski przypomniał, dlaczego w tym sezonie wygrał każde z trzech poprzednich spotkań z Treflem. W czwartym secie bełchatowianie nie pozostawili gdańszczanom złudzeń. Na środku robił, co chciał Jakub Kochanowski, w ataku szalał Renee Teppan. Tie-break zbliżał się nieuchronnie, a gospodarze nie potrafili zatrzymać rozpędzonej Skry. Ostatecznie goście wygrali 25:18.

OGROMNE EMOCJE Z HAPPY-ENDEM

Przerwa przed piątym setem pozwoliła gospodarzom ochłonąć i rozpoczęła się już zupełnie inna część meczu. Gdańszczanie znów potrafili zablokować rywali i widać było, jak deprymuje to Teppana, że rywal okazał się lepszy na siatce, a to udało się chociażby Rubenowi Schottowi. Gra cały czas toczyła się punkt za punkt, przy zmianie stron gdańszczanie prowadzili 8:7, a zaraz po niej nawet 9:7. Wtedy seria trzech kolejnych zdobytych punktów wyprowadziła bełchatowian na prowadzenie. Po autowej zagrywce gości w kolejnej akcji do remisu 11:11 doprowadził Nowakowski. Na siatce trwała walka środkowych. Grę Skry ciągnął Jakub Kochanowski, po stronie Trefla wymiennie odpowiadali Nowakowski z Niemcem. W bardzo ważnym momencie fenomenalnie zagrał Muzaj. Był wyrzucony do boku, miał przed sobą potrójny blok, a i tak dał radę zdobyć punkt i doprowadzić do stanu 13:13. Piłkę meczową w następnej dramatycznej akcji dał gościom Piotr Orczyk, ale znów w kluczowym momencie zafunkcjonował gdański blok i rozpoczęła się gra na przewagi. Miłosz Hebda chyba sam nie dowierzał, jaką obroną popisał się w kolejnej sytuacji. W nieprawdopodobny sposób podbił piłkę, wystawił Marcin Janusz, a skończył ją Maciej Muzaj. Podobnie jak kolejną akcję. Atakujący, o którym mówi się, że ma problemy w kluczowych momentach, w najważniejszej chwili wziął na siebie odpowiedzialność za wynik i wprowadził swój zespół do ćwierćfinału Ligi Mistrzów!

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj