Arka Gdynia pozostanie w Lotto Ekstraklasie na następny sezon. Żółto-niebiescy pewnie wygrali z Wisłą Kraków 3:1 i tym samym zagwarantowali sobie utrzymanie na najwyższym szczeblu polskich rozgrywek. Bramki na wagę zwycięstwa strzelili Adam Deja i Marko Vejinović.
Ewentualne zwycięstwo nad piłkarzami Białej Gwiazdy dawało gdynianom już pewne utrzymanie w Lotto Ekstraklasie. Widać było, że Arkowcy od samego początku chcieli wykorzystać atut własnego boiska, dlatego spotkanie rozpoczęli z dużym animuszem. Żółto-niebiescy dosłownie siedli na swoich rywalach, zakładali wysoki pressing i od pierwszych minut kilkukrotnie zagrażali bramce strzeżonej przez Mateusza Lisa. Najpierw z dystansu próbował Aankour, ale po jego strzale piłka poleciała wysoko nad poprzeczką, chwilę potem w boczną siatkę uderzył Nalepa, ale za trzecim razem gospodarze dopięli już swego. Po wyrzucie z autu przez Adama Marciniaka, piłka spadła pod nogi Adama Dei, ten ładnie obrócił się z obrońcą na plecach i uderzył tak, że Mateusz Lis mógł tylko stać i się przyglądać.
PACHNIAŁO POGROMEM
Po wyjściu na prowadzenie gospodarze ani na chwilę nie zamierzali się zatrzymywać. Fala ataków na bramkę gości trwała przez kolejne minuty i tylko dzięki szczęściu i dobrym interwencjom Mateusza Lisa Wisła nie przegrywała wyżej. Podopieczni Macieja Stolarczyka byli wyraźnie oszołomieni grą Arkowców i agresją, z jaką do nich doskakiwali. Na stadionie pachniało pogromem i powtórką z listopadowego meczu, kiedy Arka rozbiła drużynę z Krakowa 4:1.
NIEWYKORZYSTANE SYTUACJE SIĘ MSZCZĄ
Gra Arki w tym spotkaniu naprawdę mogła się podobać. Na skrzydle szalał Luka Zarandia, bardzo aktywny był Michał Nalepa, duży zamęt w szeregach piłkarzy Białej Gwiazdy wprowadzał walczący z obrońcami Maciej Jankowski. Wszystko wyglądało bardzo dobrze aż do pola karnego gości. Arka po pierwszych 30 minutach mogła spokojnie prowadzić 3:0, ale piłkarze strzelali Panu Bogu w okno, a nie w kierunku bramki. I gdy wydawało się, że to Arka będzie cieszyć się z drugiego gola, w najmniej oczekiwanym momencie to goście doprowadzili do wyrównania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głowę z zawodnikami Arki wygrał Marcin Wasilewski, jego strzał jeszcze wybronił Pavels Steinbors, ale przy „dobitce” Macieja Śliwy, znajdującego się bardzo blisko bramki, już nie mógł nic zrobić. Debiutancka bramka 17-latka mogła równie dobrze skończyć się kiksem kolejki, ale ostatecznie po małych problemach piłka wtoczyła się do bramki.
To trzeba zobaczyć, bo żaden opis nie odda kolorytu.
Akcja bramkowa z meczu E-klasy.
Najpierw Steinbors wybijając piłkę z bramki uderza się nią w twarz by chwilę później Śliwa wepchnął piłkę do bramki z 50cm…prawie zaliczając kiksa… #ARKWIS— Anna Była i Piła (@Anna_bylaipila) 13 maja 2019
Arka schodziła do szatni z wynikiem remisowym tylko i wyłącznie na swoje życzenie. Powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, w tym wypadku można było po raz kolejny powtórzyć niczym mantrę.
HOLENDER WZIĄŁ SPRAWY W SWOJE RĘCE
W pierwszych minutach drugiej połowy spotkanie wyraźnie się wyrównało. Wisła, która grała bardzo rezerwowym składem, złożonym głównie z krakowskiej młodzieży otrząsnęła się, a bramka na 1:1 dodała im wiary we własne umiejętności. Goście grali bez kompleksów, zdecydowanie częściej utrzymywali się przy piłce i przede wszystkim nie dawali się już tak zepchnąć do defensywy jak w pierwszej połowie. Jednak piłkarze Białej Gwiazdy nie byli w stanie przedrzeć się przez dobrze funkcjonującą tego dnia linię defensywny gospodarzy. I wtedy Arka ponownie wyszła na prowadzenie w tym spotkaniu. Akcja była w zasadzie kopią bramki z pierwszej połowy. Po wyrzucie z autu przez Adama Marciniaka, piłkę próbował wybijać Marcin Wasilewski, ta spadła pod nogi Marko Vejinovicia, a defensywny pomocnik huknął w samo okienko bramki strzeżonej przez Mateusza Lisa. Bramkarz gości nie miał nic do powiedzenia i musiał po raz drugi wyciągać piłkę z siatki.
WYCIĄGNĘLI WNIOSKI
Zdobyta bramka tylko nakręciła piłkarzy Arki. Żółto-niebiescy nie chcieli popełnić błędu z pierwszej połowy i jeszcze śmielej ruszyli do ataku, trzymając Wiślaków z dala od własnego pola karnego. Napór się opłacił, bo 12 minut później gospodarze cieszyli się z trzeciej bramki w tym spotkaniu. Strzał Vejinovicia najpierw został zablokowany przez młodego Marcina Grabowskiego, ale sędzia Paweł Raczkowski po konsultacji z wozem VAR dopatrzył się zagrania ręką i podyktował rzut karny. Do jedenastki podszedł sam Vejinović i, mimo że Mateusz Lis wyczuł intencje Holendra, to jego uderzenie było zbyt mocne, żeby bramkarz gości mógł zaliczyć skuteczną interwencję.
STRZELANINA GOSPODARZY
Od momentu zdobycia trzeciej bramki, dominacja Arki była bezdyskusyjna. Wiślacy zostali zamknięci we własnym polu karnym i z utęsknieniem wyczekiwali ostatniego gwizdka sędziego. Natomiast gospodarze urządzili sobie prawdziwą strzelaninę na bramkę Mateusza Lisa. Łącznie żółto-niebiescy oddali 29 strzałów, jednak wyniku spotkania już nie podwyższyli. Niemniej zwycięstwo nad Wisłą było całkowicie zasłużone i sprawiedliwe. Piłkarze Arki zrobili w tym meczu, to co musieli – wygrali, czym zapewnili sobie utrzymanie tuż przed 37. kolejką Lotto Ekstraklasy, unikając nerwówki w ostatnim meczu sezonu ze Śląskiem Wrocław.
Arka Gdynia – Wisła Kraków 3:1 (1:1)
Strzelcy bramek: Adam Deja (5′), Marko Vejinović (58′, 70′ rz.k.), Maciej Śliwa (40′)
Arka: P. Steinbors – D. Zbozień, A. Danch, F. Helstrup – A. Deja, M. Vejinović – L. Zarandia (89′ M. da Silva)), M. Nalepa (85′ G. Cvijanović), N. Aankour (46′ M. Młyński) – M. Jankowski
Wisła: M. Lis – D. Morys, M. Wasilewski, L. Klemenz, M. Grabowski – P. Plewka, V. Savicević – R. Boguski (69′ P. Brożek), Krzysztof Drzazga, M. Śliwa (K. Wojtkowski) – M. Kolar (88′ A. Balicki)
Michał Kułakowski