Chimeryczny, nieprzeciętny, czasem nieprzewidywalnie słaby. Marcin Budziński ponownie w Arce Gdynia

Jeśliby przypuszczać, że jest jakikolwiek klub, w którym Marcin Budziński może odbudować karierę, to właśnie w Arce Gdynia. Nie udało się w Australii, nie chciano go po powrocie w Cracovii, a teraz wraca tam, skąd wypływał  (jeszcze wtedy wydawało się) na szerokie wody. Przygoda piłkarska Budzińskiego mogłaby być inspiracją dla wielu sportowych dokumentalistów. Umówmy się, w jego metryce i dookoła niej, działo się tyle, że trudno jest zachować chronologię. I choć nie wiadomo, jak wiele ze swojego talentu bezpowrotnie zmarnował, to do dziś znajdą się zagorzali fani jego umiejętności.

NIESPEŁNIONY TALENT

Bo przebłyski miewał nieprawdopodobne, zarówno w Arce jak i Cracovii. Jak w sezonie 2016/17 podczas derbów Krakowa, kiedy już w pierwszej minucie pokonywał „po słupku” pięknym golem z dystansu Wiślaków. Ale bywało i bezbarwnie. Choćby w ubiegłym sezonie, kiedy wrócił z australijskich wojaży do Pasów i jesienią gra drużyny wyglądała podobnie na boisku z nim, jak i bez niego – czyli beznadziejnie.

Albo w samej Arce, gdy trener Nemec na łamach Dziennika Bałtyckiego, takimi słowami dawał mu wolną rękę w kwestii poszukiwania nowego klubu:  – Nie wypycham Budzińskiego na siłę z Arki. On jednak najpierw musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce profesjonalnie uprawiać futbol. Bo sportowy profesjonalizm to nie tylko trening czy mecz, ale to także sposób na życie, określone zachowania w wielu innych sytuacjach. Piłka jest zaborcza, a Marcin jakby tego nie rozumiał – podsumowywał szkoleniowiec Arki w 2011 roku.

PROBIERZ GO NIE CHCE

Czas i opinia o Budzińskim jakby się zatrzymały. Celownik także, bo jakby nie patrzeć po świetnych sezonach 2016/17 w Cracovii i następnym w Melbourne City, kolejny znów był udręką. I znów, zupełnie jakby w skórę Nemca wszedł Michał Probierz, który miejsca w składzie dla „Budzika” nie znalazł. Ten więc upada i podnosi się. Wraca i odchodzi. A wszystko wciąż z łatką utalentowanego, wszechstronie zdolnego i koszmarnie niestabilnego.

PRZYSTAŃ JEST, ALE TRZEBA GRAĆ

29-letni już piłkarz  wraca więc do Arki. Do zespołu, który w zeszłym sezonie pozwolił odbudować się innemu chimerycznemu  talentowi – Michałowi Janocie. Do zespołu, który tchnął nowe życie w Macieja Jankowskiego. Jaką twarz pokaże nad morzem urodzony w Giżycku niespełniony talent? Trener Zieliński pracował z nim w Cracovii. Nawet on jednak nie wie, czy jego nowy podopieczny pokaże oblicze z pierwszego, bardzo dobrego sezonu w Australii, czy tego ostatniego w Arce, kiedy trener Nemec pokazywał mu palcem „tam są drzwi”
 
Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj