Patologia, afera, skandal – takie słowa muszą opisywać mecz Gryfa z Lechią. Zaczęło się sensacyjnie, ale po piłkarsku, bo od dwóch goli gospodarzy. Później było bardzo niebezpiecznie, a skończyło się zgodnie z przewidywaniami – awansem Lechii. Do Wejherowa nie pojechali kibice Lechii. Zabroniono im ze względów bezpieczeństwa. No cóż, chyba zapomniano o przypilnowaniu także kibiców gospodarzy. Gryf prowadził po dwóch błyskawicznych bramkach, które strzelili Maksymilian Hebel i Bartosz Gąsior. Dla gospodarzy scenariusz wymarzony – ogromna zaliczka i dominacja nad gdańszczanami w pierwszych kilkunastu minutach. Później jednak ich poczynania postanowili „przebić” ludzie z trybun.
BEZPIECZEŃSTWO PIŁKARZY ZAGROŻONE
Zlatan Alomerović był wściekły i trudno mu się dziwić. Bardzo blisko bramkarza biało-zielonych przeleciała petarda, która realnie mogła zrobić mu krzywdę. Chwilę wcześniej zaczęło się od rac, które jednak bezpośredniego niebezpieczeństwa dla piłkarzy nie stwarzają. Kiedy rozpoczęło się strzelanie do piłkarzy ze środków pirotechnicznych, spotkanie musiało zostać przerwane.
Rozpoczęły się dyskusje, analizy, było mnóstwo emocji. Długo nie było wiadomo, czy piłkarze wrócą na murawę. Piotr Stokowiec w dramatyczny sposób pytał delegata PZPN: „Czy gdyby Pana syn był na boisku, zgodziłby się Pan na kontynuowanie gry?” Ostatecznie stanęło na tym, że piłkarze wrócili na boisko. Postawiony został warunek – każde odpalenie środków pirotechnicznych skutkuje walkowerem przeciwko gospodarzom.
27’ meczu Gryf Wejherowo – Lechia Gdansk. Czy raca musi trafić w Zawodnika (w tym przypadku Zlatana Alomerovica) aby mecz został przerwany? Milimetry i doszłoby do tragedi… :/ pic.twitter.com/Yxr0VLexFQ
— Janusz Melaniuk (@JanuszMelaniuk) September 24, 2019
LECHIA RUSZYŁA DO ATAKÓW
Wracając do spraw czysto piłkarskich – Lechia mocno ruszyła, miała jeszcze około kwadransa w pierwszej połowie na zdobycie chociaż jednej bramki. Próbowali Rafał Kobryń, Patryk Lipski, Adam Chrzanowski czy Rafał Wolski, ale albo Wiesław Ferra ratował zespół z Wejherowa, albo uderzenia były niecelne. Do przerwy gospodarze prowadzili 2:0.
GAJOS NA RATUNEK
Lechii potrzeba było posiłków, doświadczenia i uporządkowania gry. Weszli Jarosław Kubicki i Maciej Gajos i ten drugi błyskawicznie przywrócił sytuację do gdańskiego porządku. Dwukrotnie w ciągu kilku minut odnalazł się w polu karnym i wykończył dośrodkowania – najpierw Żarko Udovicicia, później Rafała Wolskiego. Ni stąd, ni zowąd zrobiło się 2:2.
FLAVIO ROZSTRZYGNĄŁ MECZ
I rozpoczęło się mozolne oblężenie bramki Gryfa. Zespół z Wejherowa zamurował się na swojej połowie, miał między słupkami dobrze dysponowanego Ferrę i próbował dotrwać do końca meczu. Lechia męczyła się, szukała możliwości i w końcu ją znalazła. W samej końcówce na pomoc przyszedł Flavio Paixao i wyprowadził gdańszczan na prowadzenie. Chwilę później Portugalczyk mógł dołożyć drugą bramkę, ale zmarnował sytuację, a w kolejnej akcji niespodziewanie mogło być 3:3. Z najbliższej odległości uderzał Majewski, ale Alomerović uratował Lechię.
Lechia rozpoczęła fatalnie, Gryf miał wszystko w swoich rękach. Czy gdyby nie skandal na trybunach, lepiej zagrałby w drugiej połowie? Czy kibice z Wejherowa nie zaszkodzili swojej drużynie? Nie wiemy. Wiemy jednak, że kolejne takie sytuacje mogą skończyć się tragedią. Czy czekamy, aż komuś stanie się krzywda, żeby bardziej zadbać o bezpieczeństwo?