Prawie czterdzieści pięć minut czekali kibice w Nowym Targu na gole. To o tyle nietypowe, że w innym meczu hokejowym w tym samym czasie padło sześć bramek. W końcu worek z trafieniami się rozwiązał. Niestety dla gdańszczan, strzelali tylko gospodarze i Podhale wygrało z LOTOS-em PKH 3:0. Po pierwszej tercji kibice śledzący rywalizację mogli mieć deja vu, bo – podobnie jak w spotkaniu z GKS-em Katowice – nie padła ani jedna bramka. Jeszcze całkiem niedawno temu mecz gdańszczan z Cracovią okraszony był pięcioma trafieniami, spotkanie z GKS-em Tychy ośmioma, z kadrą PZHL U-23 siedmioma, a z Naprzodem Janów aż dwunastoma golami, a teraz drugi raz z rzędu w pierwszej tercji krążek ani razu nie trafił między słupki.
Co więcej, tak samo wyglądała druga tercja. Dla osób niezwiązanych z hokejem sytuacja wyjątkowa, bo raczej mecze na lodzie kojarzone są z gradem bramek, a nie suszą.
GRAD BRAMEK
W końcu ci, dla których trafienia są solą hokeja się doczekali. 34-letni Richard Jencik przełamał impas i wyprowadził Podhale na prowadzenie 1:0, wykorzystując grę w przewadze. Tak jak wcześniej bramek nie było, tak na kolejne trafienie nie trzeba było czekać nawet półtorej minuty. Po Słowaku poprawił o dziewięć lat młodszy Czech, Tomas Franek.
Lotos PKH przegrywał 0:2, ale wciąż jeszcze miał szanse na odrobienie strat. Do końca meczu był jeszcze kwadrans . Nadziej cztery minuty później pogrzebał Jussi Nattinen, który ustalił wynik meczu na 3:0.
To druga z rzędu, a trzecia ogółem porażka gdańszczan. Lotos PKH ma na koncie także cztery wygrane i dwa inne zwycięstwa, odniesione po dogrywkach. Po dziewięciu rozegranych meczach gdańszczanie zajmują piąte miejsce w tabeli.