Skrzydłowi zrobili różnicę, Nalepa królował w powietrzu. Lechia lepsza od Wisły w piłkarskiej Ekstraklasie

Nieważne, jak zaczynasz, istotne, jak kończysz. Maksyma stara jak świat, wyświechtana, ale często sprawdzająca się na boiskach polskiej Ekstraklasy. Lechia nie wyglądała dobrze na początku meczu z Wisłą, ale usypiając jej czujność, przejmowała inicjatywę i kontrolę nad meczem. Ostatecznie zdobyła trzy punkty – pierwsze od ponad miesiąca.

26 września po raz ostatni gdańszczanie wygrali w lidze. Było to efektowne zwycięstwo nad Podbeskidziem, kolejne nad beniaminkiem, bo kolejkę wcześniej udało się tyle samo goli wbić Stali. Apetyty więc się wyostrzyły, a biało-zieloni – jak to mają w zwyczaju od kilku miesięcy – po wyżynach atrakcji, zaprezentowali w kolejnych tygodniach zadyszkę i mizerię. Ostatnie dwie serie przyniosły im tylko punkt i zaledwie gola przez 180 minut biegania za piłką.

ZŁE MIŁEGO POCZĄTKI

Źle zaczęło się też w Krakowie. Ostrzeżenie od Felicio Brown Forbesa w pierwszych sekundach jeszcze obyło się bez konsekwencji, ale pół godziny później tak wesoło już nie było. W 30. minucie rozbrzmiały znajome ze Stadionu Energa fanfary, jednak nie zgadzała się ani drużyna, która zdobywała bramkę, ani stadion, na którym wybrzmiewała muzyka.

Na szczęście środowe popołudnie obfitowało w sporo zdarzeń podbramkowych, nie tylko kreowanych przez gospodarzy. Skrzydłowi wykorzystywali sporo miejsca pozostawionego przez bocznych obrońców Wisły, ale nie wieńczyli akcji kluczowym podaniem. Co nie udało się z akcji, wyszło jednak ze stałego fragmentu gry. Dogrywał Jarosław Kubicki, wykańczał Michał Nalepa, zrobiło się 1:1. To drugi gol stopera w tym sezonie i kolejny element rehabilitacji po fatalnym występie przeciwko Rakowowi z końca sierpnia.

POŁOWA MISTRZÓW

Do przerwy więc na remis, ale w drugich 45 minutach dominowała już tylko Lechia. Potrafiła wykluczyć atuty Wisły z pierwszej części – chociażby ograniczyć aktywność Yaw Yeboaha do tego stopnia, że po kwadransie drugiej części trener Skowronek podziękował mu za grę, czy też zniechęcić pozostałych Wiślaków do angażowania się w ofensywie.
Lechia widząc zadyszkę rywala, odpowiedziała atakiem. Ponownie najwięcej „wiatru” zrobili skrzydłowi: w 54. minucie Conrado, który w protokole ustąpi miejsca samobójczej bramce Macieja Sadloka (lecz spokojnie mógłby poczuć się jej autorem) i Omran Haydary, którego strzał dał karnego zamienionego na gola przez Flavio Paixao.

Lechia dopisuje więc w pełni zasłużenie trzy punkty, ale bardziej cieszy to, że osiągnęła to po przyzwoitej grze w obu połowach, oraz podźwignięciu się z kilkunastu kryzysowych minut i utraty bramki. Teraz piłkarze Piotra Stokowca mają dwa dni na rozgryzienie Olimpii Grudziądz – mecz pucharowy w sobotę o 15:00.
 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj