– Kiedy wszedł do szatni wyglądało to tak, jakby zapaliło się podwójne światło. Wielcy piłkarze nagle zamarli. Wszyscy czuliśmy się dziwnie – tak Sławomir Wojciechowski wspomina spotkanie z Diego Maradoną. Legendarnego Argentyńczyka poznał w 2000 roku w szatni, a kilkadziesiąt minut później zmienił go na boisku. Na każdego cwaniaka zawsze znajdzie się większy cwaniak. Można być wielkim piłkarzem, kończącą karierę gwiazdą czy pomocnikiem z kolosalnym ego. Okazuje się jednak, że i takie postaci bledły, kiedy do szatni wchodził On. Diego Maradona na wszystkich mógł patrzyć z góry. Na niego nawet najlepsi musieli zerkać z podziwem. I tak też było.
– To był pożegnalny mecz Lothara Matthäusa. Reprezentacja Niemiec grała z Bayernem Monachium i gośćmi, takimi jak Diego Maradona. Miałem przyjemność bycia z nim w szatni. To było coś niesamowitego. Ja nie mam dużo chwil z kariery, które bardzo zapadły mi w pamięć, ale ten moment pamiętam doskonale – mówi Sławomir Wojciechowski. On jako jeden z nielicznych miał okazję z bliska przyglądać się Maradonie i temu, jak na legendę reagują niemieckie gwiazdy.
Tez tam stałem zahipnotyzowany pic.twitter.com/OZRbyY6B6V
— slawek wojciechowski (@slawekwoj) November 25, 2020
– Kiedy Diego wszedł do szatni wyglądało to tak, jakby zapaliło się podwójne światło. Wielcy piłkarze, z którymi przebywałem na co dzień – Stefan Effenberg z wielkim ego, Giovane Élber czy Paulo Sérgio – nagle zamarli. Niektórzy spoglądali na niego zza filara, inni wiążąc buty, to było zdumiewające. Wszyscy czuliśmy się dziwnie, jakoś inaczej. Tak jak się mówi: to było tak, jakby do szatni wszedł Bóg – relacjonuje Wojciechowski. W głosie słychać podziw. Były piłkarze Lechii wychował się na Maradonie i teraz bez zawahania przyznaje, że to mistrz świata 1986 roku, a nie wicemistrz z 2014 był dla niego lepszym piłkarzem.
– Piłeczka trzymała mu się nogi, niesamowite rzeczy wyprawiał w szatni, w tunelu. Wszystkie sztuczki z piłką, podbijanie podeszwami, głową o ścianę. Wielu piłkarzy potrafi takie rzeczy, ale kiedy on to robił, to było troszkę inne, magiczne. To było naturalne, wyglądało tak, że łapało za serce – opowiada Wojciechowski, chociaż sam pamięta i przyznaje, że na boisku Maradona za bardzo ruszać się już nie mógł. – On miał już 40 lat, troszeczkę duży brzuszek, więc za dużo nie mógł pobiegać. Mnie spotkała jeszcze ta przyjemność, że bodajże w 20. minucie wszedłem za niego. Zostało z tego pamiątkowe zdjęcie, na którym się obejmujemy – wspomina, a w głosie słychać uśmiech.
Posłuchaj rozmowy ze Sławomirem Wojciechowskim: