Haydary pruł powietrze, Ishak skorzystał z prezentu. Lechia gorsza od Lecha po słabym widowisku

Brak polotu i pomysłu z przodu i pech w jeden z akcji w defensywie. Lechia była w poniedziałek równie słaba jak Lech, ale Kolejorz dostał prezent od Michała Nalepy, z którego skrzętnie skorzystał. Gdańszczanie w drugim meczu z rzędu nie są w stanie zdobyć bramki, co gorsza pozwolili odnieść rywalowi pierwszą wygraną od początku października.

O pierwszej części meczu można powiedzieć, że była ulgą. Ulgą na sumieniu kibiców, którzy gdyby nie pandemia i obostrzenia, wybrali się na stadion. Straciliby trochę zdrowia z powodu chłodu, trochę nerwów z powodu nieporadności i trochę czasu na mało pożyteczne zajęcie, jakim było oglądanie „wyczynów” na zielonej trawie. Oba zespoły nie zachwyciły, Lechia wręcz nie trafiła ani razu w światło bramki rywala, a Lech nieszczególnie kwapił się, by to widowisko uratować. W efekcie czas upływał, sytuacji nie było, wynik nie drgnął – 0:0.

DRGNĘŁO, TYLKO NIE W TĄ STRONĘ

Nieco więcej działo się w drugiej części, choć głównie dlatego, że poprawienie pierwszej nie było wyczynem wymagającym. W 52 minucie jedna z dwóch klarownych akcji Lecha, skończyła się obiciem słupka po strzale Ishaka. Kluczowy moment dla losów mógł mieć również miejsce w 62 minucie, tyle że z drugiej strony boiska, kiedy piłkę podobnie jak w meczu Ligi Europy przeciwko Standardowi zgubił Tiba. W konsekwencji Lechia stanęła przed 100-procentową szansą, jednak Saief zamiast dogrywać na prawo do lepiej ustawionego Mihalika, postanowił uderzać, czym tylko sprawdził trwałość krzesełek na wyższych sektorach gdańskiego stadionu.

To co nie udało się Ishakowi dwa kwadranse wcześniej, wyszło w 83 minucie. Antybohaterem któryś raz już w tym sezonie Michał Nalepa – tym razem z powodu drugiej żółtej kartki, wiążącej się z opuszczeniem boiska i karnym dla Lecha. Tego na gola zamienił szwedzki napastnik. Nalepa piłce wpadającej do siatki przyglądał się z szatni – wyraźnie zafrasowany swoją postawą.

HAYDARY PRUŁ POWIETRZE

Gospodarze nie mieli złudzeń – skoro nie potrafili w jedenastu stwarzać zagrożenia w momentach sporej świeżości – nie udawało się to także w dziesięciu przy zmęczeniu. Odpowiedni komentarz do postawy swojej i kolegów dał jeszcze w doliczonym czasie gry Haydary, który mając na nodze piłkę „meczową” na 16-metrze, zwyczajnie się machnął.
Piotr Stokowiec ma problem, bo drugi mecz z rzędu ofensywa jego drużyny nie wygląda choćby przyzwoicie. Biało-zieloni nie wykorzystują dogodnych sytuacji, co jednak gorsze niewiele ich kreują. Ostatnie 180 minut nie przyniosło goli, dając też zaledwie jeden punkt do ligowego dorobku.

 

Lechia Gdańsk – Lech Poznań 0:1 (0:0) Ishak 83′

pkat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj